czwartek, 19 listopada 2015

Gdy oszczędności są dobre dla naszej klasy


Gdy oszczędności są dobre dla naszej klasy

Zdarzają się w historii takie chwile, gdy burżuazja podejmuje słuszne decyzje. Ułatwia w ten sposób zadanie komunistom, którzy po rewolucji będą mogli przejąć to co dobre z kapitalizmu. Przykładów jest wiele. Podczas I Wojny Światowej, Niemcy walczące na dwa fronty zmuszone były do wprowadzenia różnych rozwiązań egalitarnych jak np. żywność na kartki. A odpowiedzią na kryzys 1929 było wprowadzenie elementów centralnego planowania (choć akurat innowacyjność burżuazji jest tu dyskusyjna, gdyż było to raczej kopiowanie schematów radzieckich). Nie będę tu jednak się rozpisywał na temat zalet kapitalizmu, gdyż wystarczająco często robią to antykomuniści z Razem. Celem tego tekściku jest spopularyzowanie dokumentu, który jest dostępny na youtube. Dotyczy on nowego zjawiska w Europie Zachodniej, które jest odpowiedzią na obecny kryzys i wynikające z niego oszczędności.
Oszczędności kojarzą się zazwyczaj z czymś złym. Burżuazja zwalnia pracownika, zmuszając pozostałych do cięższej pracy. W niektórych sektorach doszło jednak do takiego momentu, kiedy dalej pracowników zwalniać nie można, gdyż mimo gróźb i próśb więcej fizycznie już nie są w stanie zrobić. Oszczędności jednak muszą być. Taka jest logika rynku. Trzeba wypłacić dywidendy dla akcjonariuszy i kasa dla nich musi się znaleźć. Gdzie tą kasę znaleźć? Zwalniając menadżerów. Akcjonariusze dostrzegli wreszcie to, co robotnicy wiedzieli od dawna. Kadra zarządzająca w fabryce jest do niczego nie potrzebna. Nie dość, że nic nie robią, to jeszcze pokrzykują na innych i w dodatku zarabiają więcej od tych co pracują w pocie czoła.
Z reportażu wynika, że zjawisko to narodziło się w Finlandii, ale już jest mnóstwo podobnych przykładów we Francji. Mimo, że nie ma kadry zarządzającej, a polityka firmy jest decydowana demokratycznie przez pracowników, to nikt nie spóźnia się do pracy i nikt się nie obija. Każdy wie co ma robić i to robi. Jeden z głównych mitów współczesnego kapitalizmu (czy może tego polskiego z lat 90 tych) był kult menadżerów i przekonanie, że jeśli na robotnika ktoś nie krzyknie, to on będzie od rana do wieczora pił wódkę. Wszyscy znamy propagandowe: „czy się stoi czy się leży”…
I tu nagle się okazuje, że przedsiębiorstwo kapitalistyczne lepiej funkcjonuje gdy nie ma menadżerów. Znikają gigantyczne koszty utrzymania takich pasożytów, więc firma, w której jest samorząd pracowniczy jest tańsza, a więc bardziej rentowna od tej, gdzie jest kadra menadżerska. To jednak nie wszystko. Robotnicy w takiej firmie pracują lepiej. Przychodzą uśmiechnięci do pracy i troszczą się o swoją firmę, bo czują się w ten sposób jakąś z nią związani. Rezygnują np. dobrowolnie z części przerwy obiadowej by brać udział w głosowaniu.
Rozpowszechnienie się takiego zjawiska może mieć ogromny wpływ na świadomość klasy robotniczej. I tak jak dzisiaj akcjonariusze pozbywają się menadżerów, tak może kiedyś klasa robotnicza pozbędzie się akcjonariuszy.
Reportaż w języku francuskim znajduje się pod tym linkiem https://www.youtube.com/watch?v=mu5e6CZL2Ak i zaczyna się od 48 minuty. Wcześniej są dwa inne ciekawe reportaże: o burżujach co dyskryminują muzułmanów na rynku pracy i o zawieszonych pracownikach. Jest tam też wywiad z Besancenotem z NPA (Nowa Partia Reformistyczna)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz