Czas
na gimbostalinizm
Różne
etapy budowania partii rewolucyjnej, wymagają różnych metod. Na
mój gimbostalinowski rozum (bardzo sympatyczny termin wymyślony
przez redaktora Kochana młodszego) można by pokusić się o
stworzenie wykresu czy funkcji, gdzie wielkość partii jest
odwrotnie proporcjonalna do swobody głoszenia kontrowersyjnych
poglądów. Jeśli więc duża partia mająca realne szanse wzięcia
władzy musi cedzić każde słowo (przykładem może być książka
Kaczyńskiego z 2011 r. z cytatem o Merkel przez co przegrał
wybory), to mały klub dyskusyjny czy redakcja portalu – ma
całkowitą wolność słowa. Bo co byśmy dziś czy jutro nie
powiedzieli, to i tak w najbliższej perspektywie nie ma realnych
szans na wzięcie władzy. Nie spieszmy się więc ze sztucznym
kończeniem dyskusji, bo im większy jest nacisk na zakończenie
dyskusji, tym dyskusja jest ciekawsza.