Czas
na gimbostalinizm
Różne
etapy budowania partii rewolucyjnej, wymagają różnych metod. Na
mój gimbostalinowski rozum (bardzo sympatyczny termin wymyślony
przez redaktora Kochana młodszego) można by pokusić się o
stworzenie wykresu czy funkcji, gdzie wielkość partii jest
odwrotnie proporcjonalna do swobody głoszenia kontrowersyjnych
poglądów. Jeśli więc duża partia mająca realne szanse wzięcia
władzy musi cedzić każde słowo (przykładem może być książka
Kaczyńskiego z 2011 r. z cytatem o Merkel przez co przegrał
wybory), to mały klub dyskusyjny czy redakcja portalu – ma
całkowitą wolność słowa. Bo co byśmy dziś czy jutro nie
powiedzieli, to i tak w najbliższej perspektywie nie ma realnych
szans na wzięcie władzy. Nie spieszmy się więc ze sztucznym
kończeniem dyskusji, bo im większy jest nacisk na zakończenie
dyskusji, tym dyskusja jest ciekawsza.
Przykro
mi, że muszę teraz użyć protekcjonalnego argumentu emigranta z
Francji, ale niestety faktem jest, że argumenty redaktorów portalu
ST, śmierdzą polskim prowincjonalizmem, ludzi, którzy poza polski
zaścianek nigdy nie ruszyli nosa. W polskiej zaściankowości nie
było by jeszcze nic złego, gdyby Polska była odizolowaną od
świata wyspą, ale tak na szczęście nie jest. Całą redakcję
Socjalizm Teraz zapraszam na 1 maja do Paryża i przekonacie się, że
stalinizm ma się całkiem nieźle. Z portretami Stalina demonstruje
najlepiej zorganizowana pierwszomajowa paryska kolumna tureckiej
MLKP. Sama kolumna MLKP to przynajmniej tysiąc osób (czyli
kilkakrotnie więcej niż cały pochód Ikonowicza) a do tego należy
dodać różne inne partie stalinowskie, maoistowskie z Francji z
całego świata.
Podróże
kształcą. Nie namawiam od razu od rewizji poglądów. Ale
przynajmniej nie ośmieszajcie się i nie piszczcie z pozycji
autorytetów, że stalinizm jest martwy. Bo naprawdę, cała wasza
antystalinowska kanapa wygląda dość śmiesznie wobec realnie
działających partii rewolucyjnych odwołujących się do tradycji
stalinizmu. Jeśli chodzi o partie francuskie, to kilka miesięcy
temu doszło do zjednoczenia URCF (http://urcf.fr/
) z partią komuniści, z czego powstała nowa partia PRC (Parti
Revolutionnaire Communistes). Partia ta w grudniowych wyborach
regionalnych wystawiła swoją listę niestety tylko w jednym z
trzynastu okręgów we Francji, ale za to otrzymała w nim ponad 1
procent głosów. Jest to partia jak najbardziej stalinowska, która
powoli ale jednak się odbudowuje i idzie do przodu. Niestety dwa
tygodnie temu zmarł sekretarz generalny tej partii Jean Luc Salle.
PRC
to największa, ale nie jedyna partia jawnie stalinowska. Do
stalinizmu w wersji albańskiej odwołuje się np. ROCML
http://rocml.org/ . Książki Stalina
są też kolportowane przez wszystkie środowiska maositowskie (Bloc
Rouge, OCML VP) itd. Nie należy zapominać o różnych frakcjach czy
szeregowych członkach, którzy ciągle działają w PCF. PCF to co
prawda partia jawnie reformistyczna i socjalzdradziecka, ale to
partia licząca 100 tysięcy członków, która właśnie w obecnych
dniach odniosła gigantyczny sukces. Rząd socjalneoliberalny
przygotowuje gigantyczną ofensywę przeciwko pracownikom, co w
skrócie nosi nazwę prawa El Khomri. Przeciwko temu pakietowi ustaw
napisanemu przez burżujów z MEDEF zebrano już milion podpisów. 9
marca planowane są demonstracje a 31 marca, jeśli rząd nie wycofa
się z tego planu – stanie cała Francja. Pierwszy raz od dawna
jest szansa na strajk generalny. Stanie wszystko – bo skala ataku
na prawa pracownicze jest naprawdę gigantyczna.
Redaktor
Kochan wielokrotnie powtarzał, że słowo komunizm jest
skompromitowane. „Skompromitowany” PCF, w ciągu dwóch tygodni
zebrał milion podpisów. Ciekawe ile podpisów zebrałby portal ST w
podobnej sytuacji. Dlatego zachowajcie umiar i nie pouczajcie innych,
jeśli nie dorastacie im do pięt. Żyjecie w wirtualnym świecie i
prowadzenie strony internetowej to nie to samo co działalność
polityczna. Partie o których mówię są dobrze zorganizowane i mimo
policyjnej presji wychodzą na ulicę. MLKP jest oficjalnie wpisana
na listę organizacji terrorystycznych. Każdy działacz MLKP ma
swoją kartotekę i wielu z nich siedziało nie tylko w tureckich
więzieniach, ale też wielokrotnie mieli problemy z policją
francuską.
MLKP
w Turcji jest w tej chwili w stanie wojny. Spotkania organizowane
przez turecką i kurdyjską lewicę są wielokrotnie celem ataków
terrorystycznych w których giną dziesiątki ludzi. Erdogan
wykorzystuje walkę z terroryzmem by zlikwidować MLKP. Wielu
działaczy tej partii było w ostatnich miesiącach zamordowanych
przez turecką policję i wojsko i mimo to ciągle się trzymają i
jestem pewien, że w tym roku na pierwszego maja znowu wyjdą tysiące
tureckich komunistów na paryskie ulice. I to nie Trocki ich
inspiruje i nie Róża Luksemburg. Tylko Lenin i Stalin. Szkoda, że
muszę pisać o takich banałach, które dla człowieka
interesującego się marksizmem powinny być oczywistą
oczywistością. Tak samo jak internacjonalizm.
Oczywiście
można całą moją paplaninę zbić pseudoargumentem: „ale my
żyjemy w Polsce i Francja, Turcja czy reszta świata nas nie
interesuje”. I być może miało by to jeszcze jakiś sens, gdyby
Polska była odizolowaną wyspą. Ale tak nie jest. Polska jest
członkiem Unii Europejskiej, która chyba w liczbach bezwzględnych
wysłała największą liczbę pracowników na zachód. Mnóstwo
Polaków się tutaj przeprowadziło na stałe. Mnóstwo regularnie
kursuje między Polską i resztą UE. Wielu Polaków (niestety nie
wszyscy) po spędzeniu kilku lat na zachodzie zrozumiało, że to
tylko od nich zależy – czy do końca życia będą pracować w
beznadziejnych warunkach, czy też się uzwiązkowią i zaczną się
integrować z klasą robotniczą z kraju w którym żyją. I tu
właśnie mamy najlepszy dowód na to, że podróże kształcą.
Polak
wychowany na neoliberalizmie przyjeżdża na zachód pracować na
zmywaku i po kilku latach szuka stabilizacji, zmienia pracę i
wstępuje do związku zawodowego. Gdyby został w Polsce nigdy by
pewnie tego nie zrobił. Ale wyjechał i zmądrzał. Teraz weźmy
polskich marksistów wychowanych na propagandzie IPN. Dla IPN złem
absolutnym jest stalinizm. Ale macki IPN nie sięgają zbyt daleko i
zbyt wysoko. Towarzysz Cichocki dumnie tworzy związek zawodowy
operatorów dźwigowych i na inkwizytorów z IPN ma wyjebane. Bo co
mu niby mogą zrobić? W Polsce brakuje operatorów. Jeśli by nie
daj boże kiedyś IPN zaczął towarzysza Cichockiego ścigać za
stalinizm, to tylko zrobią mu przysługę i wyjedzie z Polski i
będzie zarabiał lepiej. IPN robotnikami się nie interesuje. Co
innego z pracownikami naukowymi.
W
Polsce nie można być profesorem stalinowcem. Jawny stalinowiec nie
ma też szansy na zrobienie doktoratu. Dlatego rozumiem te wszystkie
alergiczne lęki. Portal ST robi sporo dobrej roboty. Teksty obu
Kochanów czytam z zainteresowaniem i prawie zawsze mi się podobają.
Jednym z niewielu wyjątków był tekst o ratowaniu humanistyki,
który trafnie został wyśmiany przez duet BB. Ale gdy w grę
wchodzi tworzenie partii to pora rozmawiać szczerze. Twarzą partii
musi być ktoś, kto się IPN nie boi. Tylko taka partia może
zanegować system kapitalistyczny. Nie chce używać mocnych słów,
ale niestety przychodzi taki moment w życiu, kiedy trzeba wybierać.
Albo kariera polityczna, albo kariera naukowa. Można to połączyć,
ale wtedy trzeba być antykomunistą.
IPN
w tym wypadku to oczywiście słowo klucz. W moim przekonaniu jest to
centrum inkwizycji antykomunistycznej. I trzeba sobie powiedzieć
jasno. IPN nie ogranicza się do Stalina. Weźmy sobie przykładowo
projekt ustawy o dekomunizacji ulic. W grę wchodzi tysiące nazwisk,
działaczy robotniczych, socjalistycznych, którzy ze stalinizmem
jako takim nie mieli nic wspólnego. Od nowej partii oczekiwałbym
głośnego i stanowczego powiedzenia NIE, wszelkim próbom
dekomunizacji. Obawiam się jednak, że redakcja ST weszła by z
takimi inkwizytorami w żenującą dyskusję, gdzie by za cenę
odcięcia się od PPR/KPP próbowano uratować Waryńskiego czy
Luksemburg.
Oddzielnym
problemem jest kwestia percepcji słowa socjalizm. Nie wiem dlaczego
socjalizm jest używany jako słowo „sexy” a komunizm jako słowo
obciachowe. Próby reaktywacji PPS udowodniły, że masy za
socjalizmem nie poszły. Z mojej perspektywy słowo socjalizm zostało
skompromitowane w roku 1914. Wtedy to nastąpił początek rozłamu w
ruchu robotniczym i to socjaliści/socjaldemokraci byli
odpowiedzialni za bezsensowną rzeźnie trwającą latami i gdyby nie
Lenin, kto wie, jak długo by to jeszcze trwało. Wobec milionów
ofiar (robotników przecież) pierwszej wojny światowej i przede
wszystkim wobec bezsensu niekończącej się wojny, partie
socjalistyczne skompromitowały się raz i na zawsze.
W
przypadku ZSRR i ruchu komunistycznego nie wszystko wyszło tak jak
należy, ale przynajmniej cel był słuszny. Jestem gotowy uzasadnić
każdy element polityki ZSRR w czasach Stalina i wykazać, że miało
to na celu jakiś słuszny cel. Oczekuje więc od redaktora Kochana
by podjął rękawicę i uzasadnił zdradę klasową Międzynarodówki
Socjalistycznej, odpowiedzialnej za wybuch wojny. Chciałbym by
redaktor Kochan udowodnił, że socjaliści francuscy i
socjaldemokraci niemieccy popierający rzeźnie na frontach pierwszej
wojny światowej przybliżali w ten sposób ludzkość w kierunku
socjalizmu.
Według
redaktora Kochana słowo komunizm jest skompromitowane. To co mamy
powiedzieć o polskim socjalizmie i polskich socjalistach? Co mamy
powiedzieć o sanacyjnych skurwysynach, których ogromna część
wywodziła się z PPS. Łatwo być odważnym i kopać leżącego,
który jest osaczony przez antykomunistyczną zgraje. Trudniej jak
samemu dostanie się po nosie. Chcemy tego czy nie, tradycja
polskiego socjalizmu śmierdzi tak mocno, że tylko ktoś nie znający
historii tego smrodu nie czuje. Wydawało mi się zawsze, że portal
ST o PRL wypowiada się raczej pozytywnie. I właśnie tego nie
rozumiem, jak można łączyć pozytywny przekaz na temat PRL z próbą
odrestaurowania PPS-owskiego trupa. Wielu PPSowców niestety poparło
rząd londyński (opierający się na faszystowskiej konstytucji
kwietniowej) i z PRL walczyli jak tylko mogli. Socjalistyczną polską
farsę skończył Ikonowicz, który trafił w ramienia Palikota. To
oczywiście tylko kilka zdań. Na dłuższą polemikę jestem gotowy.
Chciałbym może najpierw by ktoś tej tradycji polskiego socjalizmu
bronił. Bo jeśli tej tradycji bronić nie chcecie, to na miłość
boską, dlaczego taka głupia nazwa partii?
Wracając
do tytułu. Bardzo mi się podoba termin gimbostalinizm. Mam już
trochę siwych włosów i ponad trzy dychy na karku i awansując ze
stalinisty na gimbostalinistę czuję się od razu przynajmniej
dziesięć lat młodszy. Rozumiem, że nie taka była intencja, że
chodziło o poniżenie czy też wywyższenie się. „Co ty tam
szczylu wiesz o polityce...” Coś tam wiem. Moje rewolucyjne CV
jest dość rozbudowane. Zacznę może od pięciu spraw sądowych, z
których dwie skończyły się wyrokiem skazującym. Pierwszy raz
zostałem skazany za udział w strajku w Ożarowie Mazowieckim, gdzie
zostałem aresztowany razem z setką protestujących. Był to
najdłużej trwający strajk w III RP, którego tłumieniem zajmował
się rząd SLD, do której nota bene należy redaktor Kochan starszy.
Parafrazując piosenkę gdy naród do boju, mógłbym powiedzieć, że
gdy byłem pałowany w Ożarowie przez sześciu policjantów a
następnie spędziłem noc w areszcie, to redaktor Kochan starszy
radził o socjalizmie w SLD. Długo by można o tym pisać. Ale
przejdę może do drugiego procesu, który był znacznie ciekawszy.
Chodzi mianowicie o zarzut propagowania społeczeństwa
totalitarnego. Nota bene byłem pierwszą osobą w III RP, której
taki proces próbowano wytoczyć. To co ciekawe w tym temacie, to
postawa Dawida Jakubowskiego, który na mój temat złożył obfite
zeznanie.
Jako
oskarżony miałem dostęp do wszystkich zeznań i ze wszystkich
moich byłych towarzyszy mogę być ogólnie dumny. Mówili mało i
raczej z policjantami się kłócili. Co innego Dawid Jakubowski.
Jego zeznanie jest dłuższe niż wszystkie pozostałe razem wzięte.
Jego wypowiedzi wybiegają daleko poza zadane pytanie. Zeznanie
Dawida pokazuje, że albo był na tyle głupi, albo na tyle perfidny,
że robił wszystko – by jeszcze bardziej mnie obciążyć. Przez
pół roku, nie było tygodnia bym nie musiał stawiać się na
komisariacie i równocześnie wytoczono mi cztery sprawy sądowe.
Ostatecznie sprawy o propagowanie totalitaryzmu mi nie wytoczono,
gdyż najwyraźniej przestraszyli się mojej postawy, gdy śmiałem
się im w twarz i mówiłem, że w Sztrasburgu mnie uniewinnią i
dadzą odszkodowanie. Załatwili mnie w końcu sprawą o wandalizm
(nawoływanie do niszczenia miejsc pamięci – czyli pomników
antykomunistycznych). Wlepili mi za to 100 dni więzienia z
możliwością zapłaty. A więc zapłaciłem i jakiś czas później
wyjechałem. Tyle w skrócie. Sprawa się prawie skończyła.
Prawie,
bo Dawid kapuś Jakubowski dalej jest aktywny. Jestem co prawda teraz
we Francji, ale za jakiś czas będę na krótko w domu, to zeznanie
Dawidka mogę wskanować i opublikujecie je na ST. Sprawa nie została
nigdy wyjaśniona, Dawid nigdy za swoje postępowanie nie przeprosił
(czy jak to też mówili w starych dobrych czasach, nie złożył
samokrytyki) i trochę się dziwie, jak coś takiego możecie w
swoich szeregach tolerować. Jedna z niewielu fajnych rzeczy, która
podoba mi się w tradycji polskiego socjalizmu, to działalność
Organizacji Bojowej i jej stosunek do „towarzyszy”, którzy mieli
zbyt długi język. Rozumiem, że o tym fakcie nigdy nie
słyszeliście. Więc teraz mleko zostało rozlane. Znając wasze
zwyczaje długiej dyskusji nad tekstem, artykuł ten opublikuje na
swoim blogu i sami się martwcie, jak rozwiązać problem kapusia w
swojej redakcji.
Rozumiem,
że nie wszystkim musi imponować liczba moich spraw karnych. Więc
przypomnę, że prowadziłem badania nad terrorystycznym aspektem
organizacji robotniczych w carstwie rosyjskim, co zaowocowało moją
pracą magisterską, dostępną zresztą w internecie pod tytułem
Rewolucyjny terroryzm w Rosji. Nie skromnie mówiąc w tej dziedzinie
jestem w polskim środowisku naukowym jednym z nielicznym
autorytetów. I choć w mojej pracy zagościł też młody Stalin a
w czasie obrony toczyła się nagonka na LBC w polskim parlamencie,
to i tak oceniono mnie na piątkę. Trudno zresztą by było inaczej…
Gdybym chciał robić karierę naukową, to pewnie musiałbym wyjebać
Stalina z magisterki, albo go w tej pracy zbluzgać. Wolę jednak
bluzgać antykomunistów. Nie będę jednak ściemniał, że w czasie
swojej polskiej działalności odniosłem jakieś wielkie sukcesy.
Choć do SS (Solidarność Socjalistyczna, nota bene trzeba być
idiotą jak Andy by taki mieć skrót swojej organizacji) wstąpiłem
w 1996 roku, kiedy Tymek Kochan pewnie jeszcze robił w pieluchy) to
większość mojej walki, tak jak całej polskiej lewicy to pasmo
klęsk. Dlatego ten wątek pominę, przechodząc do kolejnego aspektu
mojego CV.
Na
początek krótki cytat z Engelsa: „ 1 pytanie. Co to jest
komunizm? Odpowiedź: Komunizm jest to nauka o warunkach wyzwolenia
proletariatu.” Fryderyk Engels, Zasady Komunizmu 1847 rok
www.filozofia.uw.edu.pl/skfm/publikacje/engels03.pdf
. Co prawda dla redaktora Kochana, słowo komunizm jest obciachowe,
ale może reszta redakcji zainteresuje się Engelsem. Cytat ten, jak
i wiele innych, które można znaleźć wśród klasyków przedstawia
kluczową rolę proletariatu w procesie obalania kapitalizmu i
budowania komunizmu. Jest to marksistowskie abecadło. Ale niestety
znalezienie robotnika, marksisty, który jest w stanie wyartykułować
swoje poglądy i jeszcze ma na to czas i energię, jest sprawą
bardzo rzadką. Wręcz nie występującą. Dlatego jedną z większych
bolączek ruchu marksistowskiego jest jego inteligencko-drobno
burżuazyjny charakter. Niektórzy nawet chcieliby mieć jakiegoś
robotnika w swoich szeregach, ale nie wiedzą jak go znaleźć. A jak
już znajdą, to nie są zadowoleni z tego, co ma do powiedzenia. I
właśnie tutaj wykładam na stół kolejny, chyba najważniejszy
element mojego rewolucyjnego CV. Ja w odróżnieniu od wielu z was,
jestem robotnikiem. Robotnikiem w sensie marksistowskim, który
uczestniczy w procesie produkcji i tworzy wartość dodatkową.
Pracuje w przedsiębiorstwie zatrudniającym 15 tysięcy osób, a w
moim zakładzie jest ponad 300. Jest tam pięć związków zawodowych
itd.
I
tutaj dochodzi do najważniejszego pytania. Czym jest
socjalizm/komunizm i kto od kogo ma się uczyć. Kto jest siłą
sprawczą rewolucji i co tak naprawdę oznacza hasło Prolerariusze
wszystkich krajów łączcie się. Dlaczego Marks, człowiek nauki
nie napisał: „Pracownicy naukowi wszystkich krajów łączcie
się”? Jest to pytanie zasadnicze, bo z niego wynika kolejne
pytanie, jaka ta nowa partia ma być, robotnicza czy
drobnomieszczańska. Czy inteligenci są w partii robotniczej po to
by pomóc robotnikom obalić kapitalizm, czy też są w tej partii po
to, by wykorzystać robotniczą walkę do własnej personalnej
kariery. Takich socjalistów, co to wybili się na trudzie
robotniczym i robili kariery w parlamentach, znamy i nie szanujemy.
Pytań
jest mnóstwo a będzie jeszcze więcej. Jak ktoś chce tworzyć w
polityce nową jakość, to dyskusji bać się nie może. Jak już
wcześniej napisałem, zarzut o gimbostalinizm mi nie przeszkadza.
Każda zwycięska rewolucja (i niestety też kontrewolucja) zwycięża
wtedy, gdy udaje się jej pociągnąć za sobą młodzież. Na tym
właśnie polegał sukces PPR. Młodzież poparła PPR, uczestniczyła
w odbudowie Polski, poszła na uniwersytety i to była największa
zadra w oku emigracyjnego rządu. W III RP też młodzież masowo
poparła kapitalizm. Generacja Tomasza Lisa, która w dorosłość
wkraczała właśnie w okolicach planu Balcerowicza, i ci którym się
powiodło, zostali janczarami systemu. Przez całe lata 90 te, a
także i dzisiaj, gdy były wielkie mobilizacje górników, to władza
spuszczała na nie swoich janczarów. Z jednej strony robotnicy,
wiekowi z prowincji, z drugiej młodzi zdolni atrakcyjni,
wykształceni warszawiacy, gardłujący non stop o przywilejach
związkowych i górniczych pasożytach.
Zgody
tutaj być nie może i nigdy nie było. Jeśli chcemy naprawdę
kiedyś ten system obalić, to uczynimy to dopiero wtedy gdy poprze
nas młodzież. Osobiście wolę być gimbostalinistą, niż pokładać
nadzieje w starych partiach. Tak jak polskie KPP tak i francuskie
URCF czy trockistowska LO, wszystko to są partie emerytów. URCF dwa
tygodnie temu straciło swojego sekretarza generalnego, którego
zdjęcie zresztą gdzieś już opublikowałem przy okazji zjazdu URCF
kilka lat temu.
Pierwsza
zwycięska rewolucja socjalistyczna zwyciężyła dzięki hasłom
bardzo prostym, czy jak by to powiedział redaktor Kochan, dzięki
hasłom infantylnym. Zamiast tam jakiejś skomplikowanej filozofii
czy dialektyki skupiono się na władzy rad i zakończeniu wojny.
Tylko tyle i aż tyle. Gdy przychodzi moment propagandy masowej i
walki o władzę, przekaz musi być prosty i właśnie czasami
infantylny. Dzięki temu masy są z nami. Bo komunista bazuje na
konflikcie klasowym. I niestety tak już jest, że nasi wrogowie są
nie tylko bogatsi, piękniejsi (burżujka po 40 cały czas jest
piękna i młoda dzięki kremom i operacjom) ale też lepiej
wykształceni.
Była
swego czasu taka partia Unia Wolności (redaktor Kochan młodszy
chyba był jeszcze za młody by wtedy rozumieć politykę) i ta
partia miała ambicje elitarno-inteligenckie. Było tam mnóstwo
profesorów i wydawało im się, że to ich predescynuje to wiecznego
sprawowania władzy. Rzeczywistość sprawiła im psikusa. Ludzie nie
mogli słuchać przemądrzałego Geremka i spółki i im bardziej się
wymądrzali tym ich poparcie było mniejsze. Z drugiej strony
barykady mamy Chaveza. Chavezoswska propaganda to już jest
infantylizm do kwadratu. Śpiewał, grał na gitarze a lud go
pokochał. Ale nie pokochał go za talent muzyczny tylko za reformy
wymierzone w wielki kapitał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz