Stalinizm,
esencja humanitaryzmu
Piotr
Ciszewski, tak jak reszta polskiej lewicy nie ma żadnego problemu z
codziennym używaniem wizerunku zbrodniarzy. Tak jak Wałęsa nosi
Matkę Boską w klapie, tak Ciszewski i spółka zawsze ma przy sobie
wizerunki feudalnych skurwysynów. Pierwszy w kolejności był
Mieszko, który dorobił się na handlu ludźmi. Sprzedawał Polaków
na zachód jako niewolników, co do dzisiaj widać w językach
zachodnich, gdzie słowo Słowianin i niewolnik brzmi prawie
identycznie. Kolejnym idolem, którego wizerunek Ciszewski nosi w
portfelu, to Bolesław Chrobry. Ten z kolei zasłynął z brutalnej
chrystianizacji. Polakom nieprzestrzegającym chrześcijańskich
obrzędów serwował tortury fizyczne. Tą wyliczankę można
kontynuować, wspominając o Kazimierzu Wielkim, Jagielle i Zygmuncie
Starym. Łączy ich to, że byli władcami feudalnymi, których
władza opierała się na wyzysku i przemocy i dziś figurują na
polskich banknotach. Nigdy nie spotkałem się na lewicy z
potępieniem kultu jednostki, tych postaci. Jeśli już ktoś z
polskiej lewicy krytykuje kultu jednostki, to jest to zawsze krytyka
rewolucjonistów, którzy z tym porządkiem feudalno-kapitalistycznym
walczyli. Ot paradoks. Ciszewski nie chce, by komuniści na
demonstracjach maszerowali z portretem Stalina. Bądź konsekwentny,
daj przykład i najpierw zniszcz wizerunki skurwysynów, których
masz w portfelu…