poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Skrajna prawica, śmiertelne niebezpieczeństwo dla klasy robotniczej

Lutte de classe, n.153 juillet-aout 2013 str. 11-17
Skrajna prawica, śmiertelne niebezpieczeństwo dla klasy robotniczej
Śmierć Clementa Merica, młodego działacza związkowego i „antyfaszystowskiego”, od ciosów skinheadów związanych z JNR (Rewolucyjna Młodzież Nacjonalistyczna1), wzbudziły pewne niepokoje i skupiło uwagę na grupach skrajnej prawicy, stosujących brutalne metody. Ta śmierć mogła się wydarzyć w każdym innym momencie historii, ale odbiła się ona wyjątkowo dużym echem, ponieważ była produktem wzburzenia wywołanego manifestacjami przeciwko małżeństwom homoseksualnym organizowanymi przez prawicę, w czasie których grupki skrajnej prawicy stosowały przemoc.

W tej chwili w kraju istnieje sprzyjający klimat dla rozwoju skrajnej prawicy. Pogarszający się kryzys, wraz z szybującym bezrobociem, szybka utrata szacunku przez rządzącą lewicę, wzbudzającą wstręt przez swoją politykę antyrobotniczą, niesmak spowodowany aferami, które ujawniły korupcję i zgniliznę licznych ministrów i ex-ministrów, wszystko to w kontekście, gdy świat pracy nie interweniuje w obronie własnych interesów korzystając ze swojej kolektywnej siły, ale raczej szuka zbawcy, tworzy to żyzną ziemię dla skrajnej prawicy.
Ponad tymi małymi grupkami skrajnej prawicy, na poziomie wyborczym, Front Narodowy osiągnął swój najwyższy wynik poparcia w historii, którego poparcie ciągle rośnie, co pokazały uzupełniające wybory pod koniec czerwca w Villenneuve-sur-Lot. Ale nie należy mylić wzmocnienia Frontu Narodowego z brutalną nostalgią za Petainem czy Mussolinim.
Manifestacje, które pozwoliły grupkom skrajnej prawicy się wytrenować
Manifestacje przeciwko prawu Taubira zjednoczyły na kilka miesięcy prawicę i skrajną prawicę. One są swego rodzaju „Majem 68 na odwrót”, dla młodzieży z bogatych dzielnic. I nawet jeśli większość manifestantów nie ma nic wspólnego, lub bardzo nie wiele ze skrajną prawicą i bronią swoich „wartości” reakcyjnych dotyczących rodziny i adopcji, te manifestacje służą jako teren treningu dla różnorakich grupek skrajnej prawicy. Katoliccy integryści z Civitas, którzy to zorganizowali Wiosnę Francuską2, zbliżeni do innego ruchu katolickich integrystów, wszystkie te mętne grupki skrajnej prawicy zyskują na tych manifestacjach by się rozwijać i wykrzyczeć ministrów, deputowanych i osoby sprzyjające temu prawu, pod oknami ich domów.
Atak na deputowanych w miejscu ich zamieszkania, próby marszu na Pałac Elizejski czy Zgromadzenie Narodowe, czy rozwinięcie sztandaru: „Hollande do dymisji” na tarasie siedziby PS przy ulicy Solferino i systematyczne poszukiwanie awantur z policją, jest ostrzeżeniem, gdyż pokazuje ich poświęcenie, oni się trenują w radykalnych akcjach, które podkreślają i które ich wzmacniają. Te grupy w ciągu ostatnich tygodni stały się znacznie bardziej zuchwałe. Jest rzeczą znaczącą, że główna postać tego ruchu, nazywająca się Frigide Barjot, została wykluczona fizycznie z manifestacji, pod pretekstem, że ona popiera „związki cywilne”, między dwoma osobami tej samej płci i ona jedynie odrzuca ich prawo do małżeństwa. Jeśli oni nie boją się stosować gróźb wobec kogoś z ich własnego obozu, możemy sobie wyobrazić jak będą traktować przeciwników politycznych. W podobny sposób zostali potraktowani prawicowi deputowani przychylni wobec małżeństwa dla wszystkich, jak były minister Chantal Jouanno.
Naciskanie na prawicę by ją radykalizować, jest jednym z głównych celi tych grup, jak zadeklarował jeden z członków Francuskiej Wiosny: „Nie istnieje inne rozwiązanie niż nadanie temu ruchowi pewnej dozy radykalizmu, który służy także jako ostrzeżenie dla prawicowej klasy politycznej.”
Te manifestacje są okazją dla aktywistów wywodzących się z różnych ruchów takich jak antyaborcyjny czy ruch broniący: „korzeni europejskich” do wspólnego maszerowania. W ten sposób jeden z przywódców Bloc Identitaire, grupy stworzonej po rozwiązaniu w 2003 innej grupy, do której należał Maxime Brunerie, który próbował dokonać zamachu na życie Chiraca, zadeklarował w dzienniku Le Monde: „Bierzemy udział we wszystkim co się dzieje. Jesteśmy na pierwszej linii. Próbujemy być użyteczni dając naszą pomoc.” i dodał „Są nowe zbieżności i zaufanie do zdobycia.”
Te manifestacje w końcu pozwalają tym grupom tradycyjnie zamkniętych na marginesie, by się ujawnić pewnego dnia w cieniu za politykami prawicy klasycznej, ale także tych ze skrajnej prawicy, którzy mają na celu iść do wyborów, jak Front Narodowy, który był reprezentowany na manifestacjach przez swoich dwóch deputowanych.
Za plecami demagogi skierowanej do mas ludowych...
Marine Le Pen nie wzięła udziału w tych manifestacjach, co zostało dostrzeżone. Od czasu, gdy stoi ona na czele FN, chce dać wizerunek mniej obciachowy i bardziej ludowy. Ona bez przerwy odcina się od grup skrajnej prawicy i regularnie usuwa z FN tych, którzy zbyt nachalnie prezentują swój prawdziwy wizerunek, jak tych dwóch deputowanych Frontu Narodowego z regiony liońskiego wykluczonych z partii po rozpowszechnieniu w mediach fotografii, gdzie pozdrawiali się gestem hitlerowskim. Ona natychmiast, drżącym głosem, potępiła śmierć Clementa Merica. Co się zaś tyczy demagogi skierowanej do mas ludowych, to wprowadziła ona tą praktykę podczas kampanii prezydenckiej w 2012, podczas której działacze FN rozdawali ulotki pod bramami fabryk, w których się prezentowali jako „przyjaciele robotników”, mówiąc o ich niskich pensjach. W tym roku, hasłem pierwszomajowym FN było „najpierw lud”, a nie tak jak zawsze w przeszłości: „najpierw Francuzi”.
Ten dyskurs skierowany do mas ludowych ma oczywisty cel: otrzymać ich głosy podczas wyborów. Jeśli chcą powiększyć swój wynik wyborczy, mieć silną grupę parlamentarną, zdobyć samorządy, nie mówiąc już o zdobyciu władzy, FN musi powiększyć swoją bazę wyborczą. Nie trzeba używać kalkulatora by zrozumieć, że tradycyjny elektorat FN, nostalgicy wojny w Algierii i OAS, katoliccy integryści broniący rodziny, „identitaires” podziwiający Hitlera i Mussoliniego czy mali przedsiębiorcy czy drobni handlowcy nienawistni wobec państwa, ponieważ zawsze muszą mu płacić za dużo podatków według nich, rozgoryczeni na urzędników państwowych, którzy nigdy nie pracują wystarczająco długo według nich, to wszystko za mało. I to ze strony środowisk ludowych, doświadczonych przez kryzys, zdezorientowanych polityką lewicy, Le Pen córka ma nadzieje znaleźć dodatkowe głosy.
Dwóch deputowanych FN głosowało na przykład przeciwko ustawie: „obrona miejsc pracy”3, ustawy zredagowanej przez Medef, zatwierdzonej przez CFDT i przegłosowanej przez deputowanych PS. FN zakwalifikował tą ustawę jako „ustawę regresu społecznego”, która ma na celu: „osłabić prawo pracy, obniżyć pensje pracowników i zmniejszyć liczbę płatnych godzin w czasie trudności”. Oczywiście Le pen nie omieszkała zaatakować: „korporacji międzynarodowych, które mogą wywierać nieustanny szantaż na pracę” prawie tak jak PME „dla którego nic nie zostało przewidziane tym prawem”.
Marine Le Pen i niektórzy doradcy regionalni FN, którzy zostali wybrani w regionach robotniczych spustoszonych przez bezrobocie, na Północy, w Pikardii, Lotaryngii, nie przepuszczają nigdy okazji, by krytykować zamknięcie fabryk i likwidacje miejsc pracy. A propos Florange i wyrzeczenia się przez Hollande'a i Ayrault nacjonalizacji fabryki (huty? - fr. „le site”) ArcelorMittal, FN zażądał: „nacjonalizacji fabryki, choćby tymczasowej”, dodając natychmiast „naprawienie naszego przemysłu wymaga wprowadzenia inteligentnego protekcjonizmu.” Bo choć FN zwraca się do klas ludowych, zachowuje ciągle stęchliznę ksenofobiczną i każda z jego deklaracji sieje podziały pośród robotników i zaraża ich rasizmem. Praca czy mieszkania, których zwrotu chce Marine Le Pen dla ludzi biednych, to zawsze jest zarezerwowane dla Francuzów. Ona sprzeciwia się obniżeniu zapomóg rodzinnych dla Francuzów, ale chce je zlikwidować dla robotników imigrantów!
Perspektywa polityczna FN: autorytarny reżim antyrobotniczy
Z tyłu za nowym wizerunkiem, FN nie zmienił ani swojej natury, ani swojej polityki. FN musi się mocno nagimnastykować by zakopać przepaść między masami ludowymi, które chce przyciągnąć i tradycyjną reakcyjną prawicą, której nie chce stracić. To zadanie dla utalentowanych demagogów, którzy dostosowują swój dyskurs do słuchającej ich publiki. Będący w opozycji od samego swojego początku, z dala od ministerstw jak i władz samorządowych, jednym z głównych argumentów FN by uwieźć wyborców z klas ludowych jest: „my nigdy nie spróbowaliśmy” i „my nigdy nie byliśmy u władzy”.
FN jest dzisiaj partią parlamentarną, bardziej na prawo niż UMP, ale ciągle pozostającą na gruncie wyborczym, na którym to aspiruje partycypować we władzy, w ramach kadr i instytucji dzisiejszego państwa. Marine Le Pen wysuwa na pierwszą linię kandydatów młodych i przystojnych. Etienne Bousquet-Cassagne, kandydat FN do wyborów uzupełniających do parlamentu, w byłym okręgu Cahuzaca – Villeneuve-sur-Lot, to dwudziestotrzyletni student, syn drobnego ważniaka, prezydenta izby rolniczej w departamencie. Jego siostrzenica, Marion Marechal-Le Pen, wybrana na deputowaną w Vaucluse w czerwcu 2012, to studentka prawa, także 23 letnia. Część kadr FN to klasyczni politycy, wysocy funkcjonariusze wyszkoleni w ENA czy HEC, jak Florian Philippot i kilku innych. Marine Le Pen chwali się przyciągnięciem osobistości zakorzenionych w społeczeństwie, jak adwokat Gilber Collard czy dziennikarz Robert Menard, który będzie prowadził listę poparcia FN w Beziers w 2014.
Ale inne jest pochodzenie grup, które odwołują się do reżimu Petaina, Mussoliniego czy nawet Hitlera. Prasa ujawniła, że człowiek, który otworzył Cahuzacowi tajne konto w Szwajcarii, Philippe Peninque, to dawny członek GUD, który został adwokatem biznesowym, ale ciągle jest blisko Marine Le Pen. Le Group Union Defense (GUD) narodził się po odtworzeniu grupy Occident rozwiązanej w 1968. Aktywna w latach siedemdziesiątych, kiedy to atakowała fizycznie skrajną lewicę i uśpiona następnie przez wiele lat, w ostatnich latach reaktywowała swoją działalność.
Pod koniec maja, po głośnym samobójstwie Dominique'a Venner'a w paryskiej katedrze Notre Dame, teoretyka skrajnej prawicy, byłego członka OAS, uwięzionego w latach 1958-1963, Le Pen ojciec i córka, nie mogli się powstrzymać od złożenia mu porywającego hołdu. Jean Marie Le Pen, ten były spadochroniarz armii francuskiej, siepacz w czasie wojny algierskiej, i dawny trzon faszyzującej skrajnej prawicy, nie zapomniał swojego przyjaciela z młodości...
Niektórzy członkowie FN nie ukrywają swoich idei i w walce o władze używają metod bardziej brutalnych. I jeśli Marine Le Pen wyklucza tych, którzy się obnoszą ze swoimi poglądami zbyt otwarcie, to nie ze względu na różnice poglądów (ona bardzo dobrze zna ich poglądy i przyczyny wstąpienia do FN) ale dlatego, że oni to czynią przed czasem, zdradzając rzeczywiste cele FN. Przykład dwóch frontowców z regionu liońskiego wykluczonych w 2011 jest wymowny.
Pierwszy, Alexandre Gabriac, bardzo bliski do Bruno Gollnisch, który kontynuuje jego publiczną obronę jest ciągle doradcą regionalnym i służy jako przywódca grupki o nazwie Młodzi Nacjonaliści (Jeunesses nationalistes), której model otwarcie wzoruje się na Mussolinim. Drugi Yvan Benedetti, wybrany na radcę samorządowego w Venissieux z listy FN, kieruje Pracą dla Francji (?) (L'Oeuvre francaise), grupy, która odwołuje się do Petaina. Te dwie grupy, stowarzyszone z lokalnym GUD, posiadające łącznie kilka tuzinów działaczy, zorganizowały akcje przeciwko liońskim siedzibom PCF i PS. W ciągu ostatnich dwóch lat były zamieszane w różne akty agresji przeciwko działaczom lewicy, parom „mieszanym” (chyba chodzi o związki białych z imigrantami) czy ataki na różne publiczne zebrania jak np. na zebrania RESF – Sieć Edukacji Bez Granic (Reseau education sans frontieres) co miało miejsce także w innych regionach. Niektórzy z nich byli objęci śledztwem i skazani za te działania. Gabriac i Benedetti byli w te akcje zamieszani wielokrotnie.
Te dwa typy, wykluczone z Frontu Narodowego, ciągle korzystają z przyjaźni i kontaktów wewnątrzpartyjnych. Potencjalny przyszły sukces FN może spowodować, że te grupy, obecnie mikroskopijne, wykorzystają wiatr w żagle i zdobędą nowych członków. Bez wątpienia oni mają w pogardzie legalistyczną i parlamentarną linię obraną przez Marine Le Pen i jej ambicje rządowe, ale oni mogą wykorzystać jej sukces dla własnych celów. To pokazuje, że istnieją siły i zasoby ludzkie, które gdy sytuacja społeczna i polityczna się zmieni, będą trzonem przyszłych bojówek gotowych do fizycznej rozprawy ze swoimi przeciwnikami.
Z drugiej strony, przywódcy FN mają duży problem z utrzymaniem takich ludzi poza FN. To kwestia sytuacji politycznej. Istnieje ogromna różnica między grupkami ogolonych czaszek gotowych do bicia przeciwników politycznych, homoseksualistów czy cudzoziemców, czy czasami nocnych marszy, a partią, która legitymizuje mniej lub bardziej metody paramilitarne by zniszczyć obozowisko Romów, pobić robotników cudzoziemców czy robotników strajkujących.
Ta różnica, to istnienie lub nie bazy socjalnej dla skrajnej prawicy. Faszyzm jest faktem społecznym, jest wyrazem bardzo zaostrzonej walki klasowej. Zwielokrotnienie liczby uzbrojonych band zdecydowanych do narzucenia swojego prawa reszcie populacji poprzez terroryzowanie wszystkich tych, którzy stawiają opór, to produkt sytuacji politycznej, w której klasy społeczne stoją naprzeciw siebie. W 1933 w Niemczech, SA mogła rekrutować tysiące drobnomieszczan zrujnowanych przez kryzys, zdesperowanych przez brak perspektyw. Oni czuli się zagrożeni kolektywną siłą klasy robotniczej, która choć osłabiona nieudanymi wcześniejszymi o 15 lat próbami wyrwania burżuazji władzy, dalej była zorganizowana w potężne partie, posiadające własne milicje. Burżuazja po wyczerpaniu wszystkich innych rozwiązań politycznych, które pozwoliły by jej rozbroić robotników, zdecydowała się na wypowiedzenie im wojny.
Obecnie we Francji sytuacja jest zupełnie inna. Dlatego też mówienie o faszyzmie, w związku z głupcami noszącymi swastyki, którzy zabili Clementa Merica i powtarzanie, że trzeba: „odebrać ulice faszystom”, jest po prostu śmieszne, nawet jeśli członkowie grup skrajnie prawicowych są prototypem przyszłych sił faszystowskich i być może ich przyszłymi liderami. W tej chwili nie tylko nie ma hord faszystowskich na ulicach, ale co ważniejsze, te ulice nie były wcześniej zajęte przez zmobilizowanych robotników!
Tak więc choć jesteśmy daleko od faszyzmu, to równoległy wzrost FN i idei nacjonalistycznych, rasistowskich i ksenofobicznych jest niebezpieczeństwem tak dla robotników jak i dla całego społeczeństwa. Podczas kryzysu sytuacja może się zmienić bardzo szybko. Istnieją już tutaj, blisko nas w Europie partie skrajnej prawicy, które już atakują fizycznie niektóre kategorie robotników. W Grecji partia Złoty Świt robi obławy na robotników zagranicznych i terroryzuje ich by opuścili kraj. Organizuje desanty na bazary, żeby sprawdzić, który handlowiec jest „czysty”, a który jest cudzoziemcem bez patentu. To ta atmosfera spowodowała, że właściciel plantacji truskawek strzelał do robotników rolnych z Bangladeszu, którzy popełnili tylko ten mały błąd, że upomnieli się o należną im wypłatę. Na Węgrzech, Jobbik demonstruje na ulicach swoją milicję paramilitarną, Straż Węgierską. Jobbik atakuje fizycznie Romów przy obojętności a nawet współudziale policji. Ale Romowie nie są jedynymi ofiarami tych band: robotnicy którzy strajkują i organizują się dla obrony własnych żądań, też są wzięci na celownik. W żadnym z tych krajów, partie radykalnie skrajnie prawicowe (ces partis d'extreme droite radicaux) nie są u władzy. Ale nawet poza rządem one mają ogromny wpływ na życie polityczne. Na Węgrzech Jobbik nie jest w rządzie, ale Victor Orban i jego partia Fidesz, zmodyfikowali konstytucje by zapisać w niej cechy etniczne Węgrów i ograniczyć prawo do strajku. I rząd Orbana pozwala na przemoc grup skrajnie prawicowych w całkowitej bezkarności.
To właśnie dlatego sukces i wzrost znaczenia FN, nawet jeśli tylko na gruncie wyborczym, nawet jeśli będzie kontynuować wykluczanie faszystowskich nostalgików i odcinał się od ich działań, oznacza to i tak zagrożenie dla robotników. Masy ludowe nieświadome i zdezorientowane przez politykę lewicy, które kierują swoją uwagę na FN, muszą wiedzieć, że głosują na partię, która chce przywrócić robotników do porządku. W tle za fasadą uśmiechów, jest pałka lub ciosy pięścią by wymusić na nich różne poświęcenia. Dzielą robotników stawiając jednych naprzeciw drugim, konfliktując Francuzów z cudzoziemcami, muzułmanami itd. Le Pen przygotowuje grunt pod swój rząd antyrobotniczy i wzmacnia wszystkich tych, którzy marzą o podporządkowaniu sobie robotników.
Atakowanie fizyczne imigrantów, najsłabszą frakcję klasy robotniczej, prowadzi do utrwalania zwyczaju wprowadzenia posłuszeństwa za pomocą pałki wobec wszystkich nieposłusznych. A tymi nieposłusznymi będą np. bezrobotni „wykorzystujący system”, ponieważ odrzucają podjęcia pracy znacznie gorzej płatnej i mniej wykwalifikowanej niż tą, którą stracili, to będą strajkujący robotnicy, walczący z degradacją warunków pracy wymaganej przez burżuja pod pretekstem kryzysu.
Na tym etapie kryzysu, burżuazja chce obniżyć pensje i zintensyfikować wyzysk. To jest właśnie polityka wymagana przez Medef, wprowadzana przez Hollande i deputowanych PS, a wcześniej przez Sarkozy'ego i UMP. Na chwile obecną, presja ze strony robotników czy związków zawodowych, którzy sprzeciwiają się szantażowi przedsiębiorców jest przede wszystkim moralna. Na chwile obecną zdecydowana większość burżuazji akceptuje związki zawodowe, tym bardziej, że kierownictwo związkowe ręczy za niedorzeczny „dialog społeczny” i podpisują porozumienia, które są po myśli przedsiębiorców, które pozwalają burżuazji pogorszyć warunki pracy robotników bez większego sprzeciwu.
Ale wraz z zaostrzeniem się kryzysu, zaostrzy się niewątpliwie walka klasowa prowadzona przez burżuazję. Słodkie słówka konfederacji związkowych będą coraz mniej wystarczające by prowadzić politykę w interesie wielkich przedsiębiorców. Pojawi się wtedy coraz większa konieczność użycia pałek przez skrajnie prawicowe bandy. Jaka by nie była postawa kierownictwa związkowego, przedsiębiorcy coraz mniej tolerują u siebie związkowców. I związkowcy, działacze robotniczy, jaka nie była by ich orientacja polityczna będą na celowniku tych band skrajnie prawicowych.
Prawica usiłuje pokonać skrajną prawicę... i przejąć jej ideę.
Prawica, która to usiłuje pokonać Front Narodowy... przejmuje coraz bardziej jego ideologię. Już od bardzo dawna granice ideologiczne między UMP a FN są dziurawe. W 2007 Sarkozy skutecznie przejął część lepenowskiego elektoratu. W 2012, ponieważ sytuacja ekonomiczna się pogorszyła, FN odzyskał tą część utraconego elektoratu, od rządzącej prawicy. Podczas kampanii 2012 Sarkozy nieustannie puszczał oko do skrajnej prawicy by zachować ten elektorat. I niektóre środowiska w UMP zaczęły zazdrośnie spoglądać na FN. Ci, którzy się określają Silną Prawicą, doszli do władzy na ostatnim kongresie UMP i w ten sposób rzecznikiem prasowym jest Guillaume Peltier, karierowicz, który przybył z Villiers, gdzie wcześniej działał we Froncie Narodowym, a później w MNR Bruno Megret'a, znanego na przykład ze swojej: „karty muzułmanów we Francji” czy „zakazu prawa do strajku przez nauczycieli”. Ta bliskość polityczna między FN a UMP była zilustrowana na manifestacjach przeciwko małżeństwom dla homoseksualistów, gdzie można było zobaczyć ramię przy ramieniu deputowanego FN Gilberta Collarda i byłego prezydenta Zgromadzenia Narodowego z ramienia UMP Patricka Ollier'a czy Christine Boutin.
Te liczne pomosty między UMP a FN, pokazują to co jest najbardziej szokujące i śmiechu warte, czyli systematyczne wezwania kierownictwa PS by głosować na kandydatów UMP w imię „frontu republikańskiego”, gdy ich własny kandydat zostanie wyeliminowany w pierwszej turze. To właśnie stało się w ostatnich wyborach uzupełniających w Beauvais dans l'Oise czy ostatnio w Villeneuve-sur-Lot. W obu tych przypadkach kandydat FN się silnie wzmocnił między pierwszą a drugą turą i ten w Lot-et-Garonne podwoił swój wynik z 7 500 (26%) do 15 000 (46%), co pozwoliło mu później stwierdzić nie bez podstaw: „Moja porażka ma smak zwycięstwa!”
Utrwalanie wiary wśród lewicowych wyborców, że istnieje szczelna granica między UMP a FN, jest nie tylko kłamstwem, ale uzasadnia ona przejście ich do innej partii, poza systemem „ripoublicain” (jakaś trudna do przetłumaczenia gra słów) według wyrażenia kandydata FN z Villeneuve-sur-Lot, partii, która chce wymienić skompromitowanych polityków i może lepiej reprezentować masy ludowe. I to na pewno uwiarygadnia ideę, że jeśli Front Narodowy reprezentuje potencjalne niebezpieczeństwo, to najlepszym rozwiązaniem by się przed nim zabezpieczyć jest porozumienie wyborcze partii, z których każda ze swojej strony ponosi odpowiedzialność i jest dobrze osadzona w systemie.
Rujnująca odpowiedzialność lewicy u władzy
Pierwszą fundamentalną odpowiedzialnością rządzącej lewicy, jest wzbudzenie wstrętu robotników, którzy zostali oszukani i którym narzuca się politykę w interesie burżuazji. Od trzydziestu lat, kiedy to zdobywała władzę, PS i PC się zdyskredytowały w dzielnicach robotniczych i w przedsiębiorstwach. Pozbawili odwagi licznych swoich zwolenników, zwłaszcza z PCF i z CGT, którzy mieli wcześniej duże wpływy. Aż w końcu zdyskredytowali ideę, że klasa pracownicza ma interesy nie do pogodzenia z klasami posiadającymi. Zamieszanie, które lewicowe partie sieją w klasie robotniczej tłumaczy, czemu Marine Le Pen, jawi się coraz bardziej wśród frakcji robotników, jako sprzyjająca ich interesom.
Lewica jeszcze przyniosła swoją cichą muzykę, w której przejmuje ideologię nacjonalistyczną, handlując nią ze skrajną prawicą. Ona przynosi swoje patriotyczne pomysły, aż do wywołania wymiotów. Jaka jest właściwie różnica między „protekcjonizmem inteligentnym” Le Pen, „protekcjonizmem racjonalnym” Montebourg'a czy „protekcjonizmem solidarnym” Melenchon'a?
Kiedy połowa deputowanych PS tłumaczy, że to Merkel i Niemcy są odpowiedzialni za politykę cięć narzuconą całej Europie, oni zaciemniają świadomość i ofiarowują kozła ofiarnego jako paszę dla robotników. Tak jakby polityka cięć nie była muzyką wszystkich rządów unijnych niezależnie od ich politycznych etykietek. Oskarżanie Niemiec pozwala oczyścić przedsiębiorców francuskich od ich odpowiedzialności. Oskarżanie Niemiec, przejawia się także we wszystkich przejawach krytyki euro. I w końcu to pozwala serwować zupę skrajnej prawicy i przejąć jej retorykę.
Kiedy Hollande wyrzekł się nadania prawa do głosowania dla cudzoziemców spoza Europy w wyborach lokalnych, wbrew swoim obietnicom, on wzmocnił w ten sposób skrajną prawicę. Kiedy minister spraw wewnętrznych Valls zadeklarował: „Romowie żyjący w obozowiskach nie życzą sobie integracji z Francją” przygotował werbalnie grunt dla tych, którzy chcą ich fizycznie wywieźć poza granicę. I kiedy jego policja organizuje w całym Paryżu obszerną obławę na cudzoziemców, tak jak ta 6 czerwca 2013, w poszukiwaniu nielegalnych imigrantów (nie posiadających papierów : „sans-papiers”) i ścigając ich aż do wygnania w ten sam sposób jak to robił Sarkozy, przyczynia się to do zbanalizowania ideologii skrajnej prawicy. Inaczej mówiąc, nie możemy liczyć na lewicę w rządzie, że zahamuje ona rozwój skrajnej prawicy!
Front Lewicy ze swojej strony, stara się być najlepszym przeciwnikiem dla Frontu Narodowego. W poprzednim roku Melenchon próbował przekształcić wybory prezydenckie, a następnie wybory parlamentarne w okręgu Henin-Beaumont, w walkę przeciwko FN, jako personalną walkę przeciw Marine Le Pen. Nawet w dniu zabójstwa Clementa Merica, Partia Lewicy się pośpieszyła by być pierwszym organizatorem zgromadzenia protestu, irytując w ten sposób działaczy Akcji Antyfaszystowskiej Paryż-Przedmieście, do której należał Clement Meric. Ale przez swoje ambicje rządowe, którym zarządzała by tak jak PS w obronie interesów burżuazji, Front Lewicy nie może służyć jako skuteczny szaniec przeciwko skrajnej prawicy.
Sprzeciwmy się groźbie skrajnej prawicy w imię walki klasowej.
Rozwój idei FN nie jest wcale nieunikniony. Ale by je zatrzymać, trzeba by nasza klasa zaczęła walczyć w obronie swoich interesów, przeciwstawiając walkę klasową nacjonalizmowi, solidarność uciskanych patriotyzmowi ekonomicznemu. Robotnicy muszą przeciwstawić ich własne rozwiązania polityczne, ślepej uliczce i barbarzyństwu, do którego to gospodarka kapitalistyczna prowadzi całe społeczeństwo.
Wzrost tych idei i wzrost znaczenia Frontu Narodowego niepokoi coraz bardziej działaczy lewicy, którzy szukają środka by go zahamować. Ich zaniepokojenie jest usprawiedliwione. Ale nie można zatrzymać tych idei „frontami republikańskimi”, które maskują polityków UMP nie mniej reakcyjnych od tych z FN, jako szańce obronne przeciwko skrajnej prawicy. Nie wystarczy też żądać od Hollande'a i Valls'a, których policja robi obławę na Romów i nielegalnych imigrantów bez papierów, by rozwiązali grupy skrajnie prawicowe czy zamknęli ich siedziby. Rząd być może to zrobi, ale te grupy natychmiast się odrodzą jeszcze bardziej wzmocnione. Nie wystarczy wznosić żądanie: „ koniec z uprzejmością wobec grup skrajnie prawicowych i ich przywódców” jak to robią niektóre: „kolektywy antyfaszystowskie”.
Jeśli na chwilę obecną, aparat państwowy, policja i wojsko, nie są jeszcze objęte gangreną skrajnej prawicy, to wszystkie przykłady historyczne, wszystkich krajów, jak w Niemczech w latach trzydziestych, na Węgrzech i w Grecji dzisiaj, czy OAS we Francji podczas wojny w Algierii pokazują, że aparat państwowy jest najbardziej podatny na rozwój ideologii skrajnie prawicowej. Prasa doniosła, że w demonstracjach przeciwko małżeństwom homoseksualnym uczestniczył Benoit Puga (jakaś ważna szycha w państwie -chef d'etat-major), Pierre de Villiers, starszy generał armii, czy jeszcze Bruno Dary, generał pięciogwiazdkowy na emeryturze, który był wcześniej zwierzchnikiem militarnym Paryża, wszyscy ci trzej oficerowie wyższych rang mają związki z katolickimi integrystami, co w porę musimy sobie przypomnieć.
Nie wystarczy też tym bardziej organizowanie manifestacji reklamowanych jako „jedność przeciwko faszyzmowi i skrajnej prawicy”. Zamanifestowanie swoich emocji i swojej złości po śmierci jakiegoś działacza co miało miejsce 6 czerwca w wielu różnych miastach, jest oczywiście normalne. Zjednoczyć się by wspólnie się bronić, rozumiejąc przez to obronę fizyczną i powołać wspólne grupy obronne czy służbę porządkową, w przypadku groźby ataku przez zwolenników skrajnej prawicy na jakiś lokal czy jakąkolwiek akcje publiczną jakiejkolwiek organizacji robotniczej czy lewicowej, nawet mimo głębokich różnic politycznych, jest najprawdopodobniej dziś jeszcze przedwcześnie. Aktywiści skrajnej prawicy to śmiertelni wrogowie robotników i być może już wkrótce będziemy musieli walczyć, z pałkami w ręku, by bronić nasze prawo do robienia strajku, by się organizować czy po prostu by wyrazić własne zdanie.
Ale wiara, że walka przeciwko wzrostowi skrajnej prawicy oznacza mnożenie manifestacji jedności między partiami i organizacjami, których apele są podpisywane przez Partię Socjalistyczną czy Zielonych (Europe Ecologie-Les Verts), którzy będąc u władzy przygotowują grunt, na którym rozwija się skrajna prawica, jest jeszcze większą naiwnością, lub gorzej -podejrzanym oszustwem. Manifestacje organizowane we Francji przez SFIO, PCF czy CGT po ofensywie ligi skrajnie prawicowej przeciwko parlamentowi 6 lutego 1934, zgromadziły setki tysięcy robotników. Ale to nie te manifestacje, które tymczasowo zatrzymały wzrost skrajnej prawicy, ale strajk generalny i pojawienie się klasy robotniczej na scenie politycznej ze swoją kolektywną siłą w maju i czerwcu 1936.
Wobec pogłębiającego się kryzysu, wobec ciosów zadanych przez kolejne rządy, wobec wzrostu idei reakcyjnych, które są tego efektem, rewolucjoniści muszą oddzielić się politycznie w sposób jak najbardziej wyraźny od wszystkich tych partii, które bronią burżuazji i jej systemu. Muszą zaproponować politykę dla klasy robotniczej. Spychanie społeczeństwa na prawo może być zatrzymane tylko przez klasę robotniczą, na jej własnym terenie, gdy zdecyduje się ona odpowiedzieć na otrzymane ciosy. Walcząc przeciwko zwolnieniom i broniąc swoich praw, musi zdecydować się do walki o kontrolę kont przedsiębiorstw, robotnicy odzyskają w ten sposób zaufanie do swoich własnych możliwości, a także zdemaskują swoich przeciwników i fałszywych przyjaciół. Będą sami dla siebie prowadzić politykę i wprowadzać własne rozwiązania dla całego społeczeństwa. Siła robotników jest nienaruszona i ta odpowiedź może przyjść niezapowiedziana, sprowokowana przez zbyt wielką zachłanność burżuazji w tym okresie kryzysu.
Odryglowanie tej odpowiedzi nie zależy od rewolucjonistów. To co zależy od nich, to polityka, którą rewolucjoniści są w stanie zaproponować walczącym robotnikom, to są perspektywy, które im proponujemy.
24 czerwiec 2013
1JNR - Jeunesses nationalistes revolutionnaires
2Printemps francais – wiosna francuska, oficjalny organizator demonstracji przeciwko małżeństwom dla homoseksualistów.
3Więcej na temat tej ustawy w artykule: Francja: żałosny bilans rządu Hollande – Ayrault.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz