niedziela, 17 lipca 2016

Feliks Dzierżyński, przyjaciel dzieci


Feliks Dzierżyński, przyjaciel dzieci.


Za kilka dni, 20 lipca będziemy obchodzić 90 rocznicę śmierci największego Polaka w dziejach naszego narodu, Feliksa Dzierżyńskiego. W historii polskiego ruchu komunistycznego jest wiele ciekawych postaci, ale zawsze jest jakieś ale. Weźmy taką Różę Luksemburg, niby wszystko OK, ale jednak splamiła swój życiorys krytyką Bolszewików. Albo Bierut. Niby spoko, ale jednak niesamodzielny i gdyby nie ZSRR to nigdy by nic wielkiego nie zdziałał. I tak dalej. Wymieniać można długo. A Dzierżyński to człowiek bez skazy. To bohater, dzięki któremu rzadko jestem dumny z bycia Polakiem. Im dłużej siedzę za granicą, tym mniej mnie Polska obchodzi.
I pewnie już bym się polskości wyrzekł. Ale nie zrobię tego. Za bardzo jestem dumny z przynależności do jednego narodu co wielki Feliks Dzierżyński. Z podniesionym czołem mogę spojrzeć francuskim towarzyszom w oczy, którzy się ze mnie śmieją: „wy tam w Polsce to słabi jesteście”, to wtedy im odpowiadam: „tak? A ilu wy we Francji zabiliście burżujów? Jeden Dzierżyński wykończył więcej pasożytów niż cały francuski ruch komunistyczny”.
Obiektywnie patrząc to Dzierżyński to fenomen na skalę światową. Choć poprzeczka jest wysoko zawieszona, to Dzierżyński gra niewątpliwie w światowej pierwszej lidze. Być może i było wielu lepszych, ale jak już powiedziałem, Dzierżyński to człowiek bez skazy. Porównajmy go chociażby z takim Trockim. Gdy Dzierżyński siedział w carskich więzieniach, to Trocki prowadził beztroskie życie mienszewickiego emigranta. I jeśli nawet docenimy bolszewicką działalność Trockiego, to późniejszym pluciem na ZSRR całkowicie się skompromitował. Dzierżyńskiego można śmiało porównywać z rewolucyjnymi przywódcami: Stalinem, Mao czy Fidelem. Każdy z nich zrobił wiele dobrego, ale też każdy z nich popełniał błędy. A Dzierżyński jest czysty jak łza. I to napawa mnie wielką dumą.
Nie jestem zwolennikiem świętowania rocznic. Im więcej mówimy o przeszłości, tym bardziej nam to uświadamia, jak słabi jesteśmy dzisiaj. Ale już taki mamy w Polsce kalendarz, że właściwie co 2 tygodnie jest jakieś antykomunistyczne święto. O to dba IPN i działalność pronatowskiej pseudolewicy jak najbardziej się w ten kontekst wpisuje. I właśnie dlatego, że Dzierżyńskiego tak bardzo wszyscy w Polsce nienawidzą, to tak ważne jest dbałość o jego dobre imię.
Nie będę tu pisał o tym co wszyscy wiedzą. Literatura na szczęście jest i każdy może poczytać o działalności Dzierżyńskiego w SDKPiL, o rewolucji 1905 roku, o licznych więzieniach w których Dzierżyńskiego trzymano, czy w końcu o aktywności w Rosji po 1917 roku i Czeka itd. Wspomnę tutaj o aktywności stosunkowo mało znanej, czyli o tworzeniu sierocińców w ZSRR, które przyniosło Dzierżyńskiemu przydomek przyjaciela dzieci. Rosja od 1914 do 1921 była permanentnie w stanie wojny. Wojny w historii ludzkości nie są niczym nowym i do tej pory nikt się specjalnie nie troszczył losem sierot. Część osieroconych dzieci było przygarnianych przez rodziców, część przez organizacje religijne, a pozostałe dzieci trafiały na rynek pracy, lub ginęły z głodu gdzieś na ulicy. Co tu dużo mówić, los dzieci w kapitalizmie europejskim w XIX wieku to horror. Całodzienna praca w kopalni ośmiolatków była normą w Anglii na początku XIX wieku. W tamtym czasie właściwie nie było ważne czy dziecko ma rodziców czy też nie – i tak musiało iść do pracy. I to była norma.
Ta dziewietnastowieczna norma niestety staje się znowu rzeczywistością w krajach atakowanych przez NATO. Na youtubie jest dostępny francuski reportaż dotyczący dzisiejszego Afganistanu (no tak może Afganistanu z 2014 roku) gdzie wprost jest pokazane, że rodziny, w których ojciec został zabity przez NATO (lub wysłany do tajnego więzienia w Kiejkutach) są utrzymywane przez 10 letnich dzieciaków. Mama siedzi w domu i zajmuje się najmniejszymi dziećmi, a dzieci 8, 10 czy 12 letnie pracują. Taki los tym dzieciom zgotowało NATO, co popierają solidarnie wszystkie Majmurki, Sierakowskie i inne Zandbergi. Ile to dzieci, nie wie czym jest dzieciństwo, gdyż NATO zniszczyło całą cywilną infrastrukturę i wymordowało ojców.
Zresztą los dzieci w kraju takim jak Polska, nie jest dużo lepszy. Bomb nikt na Polskę nie zrzucał. Wystarczył Balcerowicz i Unia Europejska. W PRL problem głodnych dzieci nie istniał. Oczywiście wybór batoników jogurcików czy napojów gazowanych był dużo mniejszy niż obecnie, ale każde dziecko miało zapewniony posiłek. Balcerowicz i reformy unijne spowodowały, że miliony dzieci głodują. Miliony polskich dzieci nie wiedzą co to jest dzieciństwo. Miliony polskich dzieci na skutek emigracji zarobkowej nie znają prawie swoich rodziców. Bo jeśli rodzic regularnie wyjeżdża na zachód, to nie ma czasu zajmować się dzieckiem. I ciężko zarobione na zachodzie eurasy nie zastąpią rodzicielskiej miłości. Dzieci nie dojadają. Dzieci nie wiedzą co to wakacje. Wiele dzieci nie spędza czasu ze swoimi rodzicami. I to w kraju, w którym nie było żadnej wojny. I wszystkie te procesy są popierane przez pseudolewicowe szumowiny.
Feliks Dzierżyński kochał dzieci. Tworzył egalitarne sierocińce, w których niwelowano przedrewolucyjne różnice klasowe. Bo dziecko nie jest winne, że jego ojciec był burżujem czy antykomunistą. I to sierocińce tworzone przez Dzierżyńskiego były wylęgarnią kadr nowego socjalistycznego społeczeństwa.
Feliks Dzierżyński to postać kluczowa, dzięki której błyskawicznie można wyłuskać elementy wartościowe wśród polskiej lewicy. O ile wiadome jest, że natowska pseudolewica Dzierżyńskiego nienawidzi, to sprawa jest znacznie bardziej zagmatwana wśród lewicy antynatowskiej. Bo od czasów intensyfikacji obecności amerykańskiej w Polsce, nacjonaliści i skrajna lewica coraz częściej mówi jednym głosem. Nie przeszkadza mi to. Jeśli nacjonaliści krytykują NATO to chwała im za to. Ale trzeba zachowywać czujność i dystans.
Dzierżyński wywodził się z rodziny szlacheckiej. I całym swoim dorosłym życiem udowodnił nienawiść do swojej własnej klasy. Rosja Bolszewicka wywłaszczała obszarników, w tym też obszarników polskich, których było pełno na tzw. kresach. Nowi przyjaciele Mateusza Cichockiego z partii Zmiana i z Falangi walczą o zwrot majątków dla polskich obszarników w ramach tzw. powiernictwa kresowego. Jak można być lewicowcem i równocześnie bronić majątków obszarniczych, to już pytanie do Tomasza Jankowskiego i spółki.
Bo o ile jestem w stanie porozumieć się z kimś, kto odwołuje się do patriotycznej tradycji polskich mas pracujących, do tradycji PPS, do flag biało-czerwonych w 1905 roku itd. To polski obszarnik, tak jak każdy obszarnik jest i będzie zawsze moim wrogiem. Obrona interesów klas posiadających z definicji wykreśla organizację z grona lewicowych. Tradycyjne hasło polskich rewolucyjnych chłopów: „Wojna pałacom i pokój chatom” została zastąpiona przez kierownictwo Zmiany zaangażowanej w powiernictwo kresowe w: „wojna ukraińskich chatom i pokój polskim pałacom”.
Zbliżająca się rocznica śmierci Dzierżyńskiego zapewne zostanie olana przez większość polskiej lewicy. Ale temat Dzierżyńskiego już wkrótce wypłynie ponownie z okazji rocznicy cudu nad Wisłą. To jest moment w którym trzeba zdecydować, czy jest się z Dzierżyńskim czy z obszarniczo-burżuazyjną Polską. Pytanie czy wielka miłość Mateusza Cichockiego do Bartosza Bekiera przetrwa tą próbę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz