Lutte de classe o
sytuacji w Polsce
Nie jestem zawodowym tłumaczem, a
języka francuskiego uczyłem się na budowie w czasie usuwania azbestu. Dlatego
też z góry przepraszam za wszystkie błędy i jeśli komuś spodoba się tematyka
artykułu, to zachęcam do wykonania tego tłumaczenia jeszcze raz. Tekst pochodzi
z miesięcznika teoretycznego Lutte de classe (n.150, mars 2013 str. 22-29.) http://www.union-communiste.org/?FR-archp-show-2013-1-1711-6545-x.html czyli po naszemu WALKA KLAS. Tekst jest nie
podpisany, gdyż jest dziełem kolektywnym kilku członków LO znających jako tako
język polski i sytuację w Polsce. Ważne jest to, że tekst jest adresowany do
francuskiego czytelnika. Jest to informacja ważna, gdyż wielu polskich
czytelników może nie zdawać sobie sprawy z wyjątkowości polskiego kapitalizmu
na tle UE. To co dla nas jest: „normalne” – dla obywateli krajów zachodnio
europejskich jest przejawem skrajnego wyzysku.
Mój stosunek do tego tekstu jest
dwojaki. Z jednej strony jest to całościowa analiza polskiej nędzy i wydaje mi
się, że rzadko takie teksty piszą w Polsce działacze komunistyczni. Jest to
trochę tak: po co pisać o czymś, o czym wszyscy wiedzą. Jeśli już takie teksty
spotykam, to są one dziełem socjologów i ze względu na publikowanie ich w
prasie burżuazyjnej czy publikacjach akademickich, to przekaz polityczny jest
maksymalnie łagodzony, by był on strawny dla przełożonych. I choć tekst był
pisany przez obcokrajowców, to zebrany tutaj bogaty materiał faktograficzny
może być cenny także dla polskiego czytelnika obeznanego z tematem, który być
może znajdzie fakty, których do tej pory nie znał, lub fakty, które zainspirują
go do samodzielnych poszukiwań.
Tekst jest oczywiście pełen
błędów. Nie mówię tutaj o własnych błędach tłumaczeniowych, ale o błędach
autorów, którzy prezentują polskich polityków przez pryzmat tego co docierało
do Francji. Przykładem może być analiza Leppera, którego sukces polityczny
tłumaczą antysemityzmem. Najprawdopodobniej jedna czy dwie archiwalne
antysemickie wypowiedzi Leppera krążyły wielokrotnie we francuskich mediach i
tak już przypięto mu taką łatkę, pomijając zupełnie fakt – blokad dróg i
retoryki antyliberalnej. Są to jednak mało istotne szczegóły.
Tyle jeśli chodzi o materiał
faktograficzny, który mimo błędów, jest jednak efektem ogromnej pracy. Jest to
analiza polskiego kapitalizmu przez francuskich komunistów i jako polski
komunista mogę się pod tym podpisać. Inną kwestią jest analiza historii Polski,
a dokładniej PRL. Nie zgadzam się ze stwierdzeniami, że była to dyktatura anty
robotnicza itd. Jest to niestety punkt widzenia większości ciekawych
organizacji francuskich, co utrudnia polityczne zbliżenie. Błędna analiza PRL
to jedno. To co jest jednak najgorsze to problem weryfikacji błędów
popełnionych w przeszłości. Dyscyplinę LO można podziwiać gdy LO organizuje
komunistyczny festyn czy demonstracje. Wszyscy członkowie LO wiedzą co robić i
wszystko to jest bardzo dobrze zorganizowane. Niestety ta dyscyplina ma też
swoje negatywne strony, polegające na ślepej wierze w każdy artykuł i każdą
broszurę podpisaną przez LO. Jako historyk specjalizujący się w historii Bloku
Wschodniego znalazłem w tych materiałach mnóstwo błędów i przekłamań i dopóki
najwyższe władze LO nie ogłoszą, że kiedyś się pomyliły w analizie PRL, to
wszyscy członkowie LO będą wyznawcami obecnej błędnej linii. Błędna analiza
historyczna, nie zmienia jednak faktu, że dalej będę sympatyzował z tą
organizacją i tłumaczył ich teksty. Bo
to są oddani sprawie komuniści.
Lutte de classe
Polska: „cud” ekonomiczny, który
oznacza koszmar socjalny
„Polskim cudem” zachwycają się od
kilku lat dziennikarze polscy i zagraniczni. „W Europie, która straciła swoją
prędkość, jest to jedyny kraj, który w ostatnich latach zachował wzrost
gospodarczy” napisała Francuska Izba Przemysłowo Handlowa za granicą (Union des chambres de commerce et d’industrie
francaises a l’etranger http://ccifp.pl/ ). W
swoim podsumowaniu ekonomicznym roku 2012 OCDE pokazała podobną satysfakcję:
„Polska odnotowała najwyższy wzrost gospodarczy w czasach kryzysu, ze
wszystkich państw OECD” i równocześnie podkreśla osiągnięcia polskiej
gospodarki, która zanotowała 4 % wzrostu w roku 2011 i między 2,75 a 3 % w roku
2012, co w Europie jest wyjątkiem. To pewne.
Ale za tymi cyframi, widoczne są inne rekordy
polskiego społeczeństwa, którymi już nikt się nie chwali, które z podobnych
przyczyn nie bardzo interesują „obserwatorów”, gdyż te rekordy kłują ich w
oczy.
Tak więc Polska rywalizuje z
Hiszpanią o pierwsze miejsce w Europie pod względem liczby pracowników
tymczasowych, zatrudnianych na umowy śmieciowe, które pozwalają pozbyć się
pracownika w każdym momencie. Inny aspekt pokazujący nędze socjalną: 20%
mieszkań ciągle nie posiada toalety i łazienki, co opisane zostało w badaniach
zrealizowanych w roku 2011 przez Polskie Biuro Sprawiedliwości Społecznej (??co
to jest, może KSS Ikonowicza??) (Bureau polonais pour la justice socjale). Podobne
fakty odnotował również Le Parisien w artykule: „Powrót polskiego hydraulika” z
13 listopada 2012. Według tego dziennika, w tej chwili na terytorium Francji
przebywa ponad 330 000 Polaków wykonujących najgorzej płatne prace
fizyczne. Większość z nich zatrudnionych
jest przez firmy polskie, zgodnie z polskimi standardami pracy, które to firmy
pełnią we Francji rolę podwykonawców. Firmy te są bardziej dyspozycyjne od firm
francuskich, ku wielkiej uciesze Bouygues, Eiffage, EDF i innych, dzięki którym
mogą jeszcze bardziej obniżyć koszty socjalne, wykorzystując Polaków do prac
najbardziej niebezpiecznych takich jak sprzątnie elektrowni atomowych czy usuwanie azbestu. Ale Francja nie
posiada smutnego przywileju pierwszeństwa w tym wyzysku: przemysł niemiecki
jest głównym odbiorcą emigrującej polskiej siły roboczej, później Wielka
Brytania, Irlandia, Włochy i aż do ostatnich czasów Hiszpania, gdzie Polacy
pracują w informatyce, budownictwie, usługach i rolnictwie.
Osiągnięcia ekonomiczne i porażki
socjalne wynikają z tej samej przyczyny: od zmian rozpoczętych w Polsce w 1989
r. polskie społeczeństwo błyskawicznie wraca na pozycję, którą Polska zajmowała
w 1945 r. – kraju zdominowanego przez potęgi kapitalistyczne zachodniej Europy.
„Demokracja ludowa” otwiera się na kapitalizm
Okres, w którym ten kraj był
„demokracją ludową”, reżimem anty robotniczym, uplasowanym w orbicie wpływów
polityczno – ekonomicznych ZSRR, okres który trwał od zakończenia wojny do 1989
r. Zwycięstwo ZSRR i powstanie demokracji ludowych w Europie Wschodniej,
doprowadziło do prawie całkowitego zniszczenia podziału świata pracy i rynków
międzynarodowych, który był ustanowiony przez burżuazje najpotężniejszych
krajów imperialistycznych.
Na początku lat
siedemdziesiątych, gdy świat zaczął doświadczać pierwszych oznak kryzysu kapitalistycznego,
finansiści zachodni zaczęli poszukiwać środków by utrzymać i powiększyć swoje
zyski, co skłoniło ich do pożyczania pieniędzy krajom biednym. W ten sposób
otwarła się możliwość odpływu kredytów, co doprowadziło później do kryzysu
zadłużenia. Polska rządzona przez Gierka, w kontekście względnej odwilży w
relacjach Wschód-Zachód, należała do krajów biorących pożyczki. Reżim Gierka
uwierzył, że mając do dyspozycji „łatwy” kredyt, otworzą się przed nim drzwi świata
ekonomicznie rozwiniętego.
Niestety głównym efektem tych
pożyczek była eksplozja zadłużenia państwa polskiego. W ciągu dziesięciu lat
między 1970 a 1980, polskie zadłużenie zwiększyło się z miliarda dolarów o 24
razy. Wszystkie te pieniądze były oficjalnie przeznaczone do importowania dóbr
potrzebnych do modernizacji fabryk i zakupu licencji, które w krajach RWPG
(wspólny rynek krajów wschodnich stworzony wokół ZSRR) były niedostępne. Jednak
spora część pieniędzy wbrew oficjalnym deklaracjom była przeznaczona na import
towarów luksusowych, przeznaczonych do konsumpcji uprzywilejowanych Polaków:
biurokratów i drobnomieszczan zaangażowanych w
te przekręty…
W 1974 kapitalistyczna gospodarka
zaczęła odczuwać skutki początku kryzysu i wierzyciele Polski zaczęli żądać
zwrotu pożyczek. Kryzys doprowadził też do zamknięcia rynków światowych dla
polskiego eksportu.
Ta sytuacja duszenia się
finansowego, w dużej mierze spowodowana kryzysem systemu kapitalistycznego,
doprowadziła do historycznej ironii, kryzysu politycznego reżimu, który
określał sam siebie socjalistycznym. W efekcie, by zwrócić pieniądze, władza
zdecydowała się podnieść ceny towarów pierwszej potrzeby. To uderzyło
bezpośrednio w poziom życia klasy robotniczej, co było detonatorem wielkich
strajków, które zachwiały reżimem w 1976 i jeszcze mocniej w 1980, kiedy to
powstała cała klasa robotnicza. Niestety ruchem tym kierowali ludzie gruntownie
reakcyjni, tacy jak przywódca Solidarności Lech Wałęsa. Nacjonaliści, wrodzy
politycznym interesom klasy robotniczej, stworzyli ogromną siłę, nie po to by
obalić PRL, ale by wspólnie z biurokracją podzielić się ich przywilejami. To
doprowadziło do destabilizacji w latach 1980-1981 i wprowadzenia stanu
wojennego przez generała Jaruzelskiego i uwięzienia przywódców Solidarności.
Ale ostatecznie przywódcy Solidarności i PZPR (partii uważającej się za
komunistyczną, będącą u władzy dzięki pomocy Kremla) dogadali się dzięki
pośrednictwu kościoła katolickiego, co doprowadziło przywódców Solidarności do
władzy, z Wałęsą na czele.
Wielkie otwarcie na kapitalistów po 1989 r.
Zanim jeszcze Solidarność zdobyła
władzę, już rząd uważający się za socjalistyczny przyczynił się do rozwoju
sektora prywatnego, szczególnie w latach 1982-1988 zmieniając przepisy prawne,
umożliwiające otwarcie drzwi firmom prywatnym na kapitał zagraniczny. Ale
prawdziwa transformacja zaczęła się w roku 1989, gdy ministrem finansów został
Leszek Balcerowicz, który lansował: „teorię szokową”, jako lekarstwo dla kraju, którego większość populacji ciągle
należała do klasy robotniczej.
Wspierany przez komisję, w skład
której wchodzili finansiści amerykańscy tacy jak Jeffrey Sachs i George Soros i
pod nadzorem MFW (Międzynarodowy Fundusz Walutowy) Balcerowicz opracował plan,
który Sejm przyjął w grudniu 1989.
Plan ten zakładał min.: upadek
przedsiębiorstw państwowych, obniżenie „nadmiernych” przywilejów pracowniczych,
zmniejszenie zatrudnienia w firmach państwowych. Pozwolił przedsiębiorstwom
zagranicznym inwestować w Polsce, z możliwością wywiezienia zysków, a polska
waluta „złoty” znowu stała się zależna od rynków światowych. Ułatwił także
zwolnienia, tworząc system odszkodowań dla zwalnianych.
Populacja pracowników zapłaciła
za ten plan katastrofą socjalną. Przez lata utrzymywał się ogromny poziom
inflacji: 640 % w 1989, 249 % w 1990, 60,4% w 1991, 44,3%% w 1992 i 37,6% w
1993. Inflacja pożarła siłę nabywczą klasy robotniczej, tak jak dewaluacja
złotego w 1995 r. Sklepy były puste. I kiedy na nowo się zapełniły towarami
importowanymi z Europy Zachodniej, które pojawiały się w Polsce po raz pierwszy,
ich cena porównywalna z towarami polskimi była 4-5 razy droższa. Minister Pracy
w 1989-90 i jeszcze raz w latach 1992-93, Jacek Kuroń – dawny aktywista
antystalinowski , który stał się znany przez swój: List otwarty do PZPR, który
został napisany przed przefarbowaniem się Kuronia w aktywistę ruchu
klerykalno-nacjonalistycznego, którego Wałęsa był liderem, prowadził swoją
aktywność min. w tworzeniu sieci „kuroniówek” zup rozdawanych bezrobotnym i
bezdomnym.
Fala bankructw, która dotknęła
sektor państwowy, wliczając w to farmy państwowe na wsi (PGR-y) doprowadziła do
sytuacji, w której co piąty Polak był bezrobotnym. Między 1990 a 2003,
zatrudnienie w przemyśle zmniejszyło się z 4 620 000 do 2 921 000
pracowników. Równolegle nędza zaczęła rosnąć. Na początku lat
dziewięćdziesiątych 24,8 % ludzi miało dochód na poziomie minimum socjalnego, w
2001 już 57 %. Bezrobocie osiągnęło rekord przekraczając 20 % populacji
aktywnej zawodowo w roku 2003. Od tego czasu ta liczba zmniejszyła się, gdyż
około 2 milionów, w szczególności młodych wyjechało szukać pracy w Europie
Zachodniej, przede wszystkim w Wielkiej Brytanii i Irlandii.
Wzrost sektora prywatnego był
ekstremalnie szybki, co w czasopiśmie; „Kurier krajów wschodnich” (Le courrier
des pays de l’est) nazwano: „największą wyprzedażą stulecia” dzięki
prywatyzacjom w całej Europie Wschodniej. W 1995 sektor prywatny reprezentował
75 % PKB i zatrudniał ponad 70 % populacji aktywnej zawodowo. Kiedy w 2004
Polska wstąpiła do Unii Europejskiej, niezbędne warunki zostały spełnione.
Wielkie przedsiębiorstwa, przede
wszystkim z Europy Zachodniej zawładnęły, tymi sektorami, które je
interesowały, czasami by wykorzystać ich
zdolność produkcyjną, czasami by je zamknąć, likwidując w ten sposób lokalna
konkurencję. W ten sposób zamknięto Hutę Szkła w Krośnie, co przyniosło zyski
francuskiej Cristal d’Arques. Albo znowu, France Telecom kupił w 2000 TPSA,
polskiego publicznego operatora komunikacyjnego, który gdy zmienił nazwę na
Orange zatrudnia 70 000 pracowników, w porównaniu do 130 000 przed
prywatyzacją.
Prywatne przedsiębiorstwa
zachodnie kontrolują wszystkie najważniejsze dziedziny gospodarki:
telekomunikacja, wielki handel, sektor bankowy, farmaceutyczny, budowlany,
hotelowy, budują autostrady czy lotniska itd. Nie możliwe jest przejść przez
miasto czy miasteczko, by nie zobaczyć ogłoszeń reklamowych Carrefour, którego
największy sklep w Europie znajduje się w Warszawie, który jest otwarty
codziennie aż do godziny 23 (przypominam, że artykuł był pisany przez Francuzów
i adresowany do Francuzów, gdyż Carrefour we Francji jest otwarty od
poniedziałku do soboty do 20 30. Całodniowe otwarcie supermarketu w niedziele
ich zaszokowało.) i również Leroy
Merlin, Auchan czy grupy niemieckie Metro, Makro, Lidl czy angielskie TESCO.
Możemy prześledzić w jaki sposób
pojawiały się w Polsce koncerny zachodnie na przykładzie metalurgii. W 1990
pracowało w tym sektorze ciągle 150 000 pracowników a w roku 1999 już
tylko 60 000. W tym roku rząd zdecydował o usunięciu kolejnych 24 500
stanowisk w tej gałęzi, i w ten sposób w ciągu 10 lat, zatrudnienie w tym
sektorze zostało zmniejszone pięciokrotnie. Po 1989 r. liczne światowe koncerny
metalurgiczne były zainteresowane tym sektorem w Polsce. Włoski Lucchini
odkupił Hutę Warszawa w 1992 r. Lucchini zajął się modernizacją instalacji
produkcyjnej, niszcząc równocześnie zdobycze socjalne, takie jak wczasy
wypoczynkowe przysługujące pracownikom: „Nie ma powodu do niepokoju, możecie
spędzić wakacje we Włoszech” zapewniał dyrektor Lucchini, podczas strajku w
obronie zdobyczy socjalnych, takie były obietnice kierownictwa…
Jednak żądania hutników pozostały
słabe i „inwestorzy” zagraniczni nie spieszyli się z ich spełnieniem. Jedyną
obietnicą, którą spełnili, były kolejne wykupienia polskiego przemysłu. W roku
2003 amerykański CMC kupił hutę, grupa hiszpańska Celsa, kolejną by w końcu
grupa LNM (nazwa Mittal w tamtym czasie) wzięła 60 % Polskich Hut Stali,
głównej polskiej grupy metalurgicznej, posiadającej cztery huty. Mittal
kontroluje ponad 70 % rynku stali. Od momentu gdy w 2005 Huta Warszawa należy
do Arcelor, który w końcu trafił do sakwy Mittal. Efektem było zwolnienie 1000
stanowisk w styczniu 2012. Grupa niemiecka Thyssen Krupp posiada inną wielką
hutę w Polsce.
Podobnie rzecz się miała z
sektorem bankowym. Następstwem programu prywatyzacji przepchniętego w 1991, zmiana
początkowo była powolna i tylko niektóre banki zagraniczne interweniowały w
Polsce. W 1993 istniało 48 banków komercyjnych, z przewagą lokalnego kapitału
na 10 zależnych od kapitału zagranicznego. Skarb Państwa zatrzymał 30 % aktywów
tego sektoru. Ale w 1997 nastąpiła zmiana prawa, która umożliwiła posiadanie
większościowego pakietu przez banki zagraniczne, i te przybyły znacznie
liczniej. W 2003 kontrolowały 68%
aktywów polskich banków. W ciągu 10 lat proporcje banki lokalne – banki
zagraniczne, się odwróciły i 46 banków polskich było kontrolowanych przez
kapitał zagraniczny. Niemieckie banki
przejęły lwią część polskiego sektora bankowego (18 % aktywów w 2003 r.), ale
istnieją także banki austriackie, włoskie, holenderskie, belgijskie i
francuskie.
W 2010 rząd polski zadeklarował,
że: „poziom deregulacji gospodarki polskiej jest bliski do tego w Unii
europejskiej. Ostatnie relikty gospodarki socjalistycznej zniknęły.”
Degrengolada socjalna, która jest rezultatem rosnącego udziału sektora
prywatnego w gospodarce jest bezdyskusyjna, o czym w 2012 napisał OECD: „Za
wyjątkiem roku 2008, pracownicy nie uzyskali żadnych korzyści wynikających z wzrostu
ich produkcyjności. W tych warunkach część pracy świata pracy nigdy nie
uzyskała żadnych zysków od roku 2000 i pracownicy nie odczuwają żadnej poprawy
wynikającej z wzrostu gospodarczego. A nierówności społeczne są widocznie
zaakcentowane od końca lat dziewięćdziesiątych”.
To co dzieje się w tej chwili w
sektorze energetycznym, dobrze ilustruje w jaki sposób funkcjonują relacje
między kapitalizmem zachodnio
europejskim a kapitalizmem polskim. Kraje zachodnie odrzuciły wydobywanie gazu
łupkowego, jak i budowę nowych elektrowni atomowych. Odwrotne trendy mają
miejsce w Polsce, w której 80 % energii elektrycznej pochodzi z elektrowni
węglowych, co jest sprzeczne z regulacjami Unii Europejskiej, będących
odpowiedzią na rosnące zagrożenie efektem cieplarnianym. Westinghouse Electric
Company (USA/Japonia) i GE Hitachi Nuclear Energy Americas (USA/Japonia) I EDF
(Francja) I Areva, zaczęły konkurować w przetargu o to, która z tych firm
wybuduje w Polsce elektrownie atomową. Wszystko to ma miejsce pod auspicjami
obecnego przywódcy kraju, Tuska, który po swojej reelekcji w 2011 r.
potwierdził swój wybór w tej domenie, tak jak jego minister gospodarki, który
zadeklarował w listopadzie 2012: „Kiedy myślę o energii nuklearnej myślę
Areva”. W roku 2013 ma zostać przyjęty kalendarz budowy dwóch elektrowni
atomowych, jednej gotowej do pracy w roku 2025, drugiej w 2029. Pierwsza ma się
znajdować na wybrzeżu morza bałtyckiego. To będzie „zastrzyk nowoczesności dla
całej gospodarki narodowej” utrzymuje minister gospodarki. Czy gospodarka
polska na tym skorzysta, to się dopiero okaże. Ale na pewno skorzystają na tym
wielkie koncerny międzynarodowe. Podobnie jak z gazem łupkowym, dla którego
wydobycia wykonano już pierwsze próbne odwierty, metodą szczelinowania
hydraulicznego, Total uzyskał już kilka pozwoleń…
Transformacja, która dotknęła także rolnictwo
Osobliwością ekonomii polskiej
przed 1989 było zachowanie struktury własności w rolnictwie. Zaczynając od
początku reżimu demokracji ludowej, kolektywizacja rolnictwa na wsi prawie nie
miała miejsca. Władza zachwiana przez kontestacje polityczną i strajki podczas
polskiego października 1956, wycofała się z kolektywizacji ziemi. Wyjątkiem tej
nieśmiałej kolektywizacji były państwowe farmy: PGR. Ale Polska pozostała
jedynym krajem, który zachował ogromną liczbę prywatnych drobnych rolników i
bardzo drobnych posiadaczy ziemskich: gospodarstwa liczące mniej niż 5 hektarów
zajmowały łącznie 53 % polskich ziem uprawnych w 1990 r. Jednak chwilę
wcześniej, zmodyfikowano prawo rolne z 1944 r., które wprowadzało maksymalną
powierzchnię prywatnego gospodarstwa rolnego od 15 do 50 hektarów. To rolnictwo
drobnych posiadaczy przetrwało PRL i zostało dopiero zburzone w czasie procesu
integracji z kapitalizmem zachodnioeuropejskim.
Państwowe Gospodarstwa Rolne
(PGR) posiadały swoje korzenie w wielkich folwarkach znajdujących się na
terenach poniemieckich. Na wschodzie kraju PGR-y były tworzone na ziemiach,
zajętych przez Armię Czerwoną w 1939 r., gdzie w latach 1939-1941
przeprowadzono kolektywizacje. W 1989 r. łączna powierzchnia zajmowana przez
PGR-y liczyła 1 231 (nie podano jednostki, ale pewnie tysięcy hektarów) co
stanowiło 18,5 % ziemi, która produkowała 25 % produkcji rolnej.
Mimo ataków propagandowych na
PGR-y serwowanych przez obrońców gospodarki kapitalistycznej, te farmy
państwowe były całkiem wydajne. Z drugiej strony, zatrudniały one istotną siłę
roboczą: 470 000 osób przed reformami Balcerowicza, człowieka od „teorii
szokowej”, której konsekwencją było min. zamknięcie PGR-ów. Rezultatem była
eksplozja bezrobocia, szczególnie w rejonach bliskich granicy niemieckiej,
gdzie osiągnęła blisko 30 % aktywnej populacji w latach 1993-1994! Rozwiązanie
tych farm państwowych, dobrze wyposażonych, których kapitał stały wynosił 13
miliardów dolarów, było zachętą dla byłych pracowników, którzy mogli wykupić
ziemię jedynie za 20 procent jej wartości. Ale nawet jeśli byli pracownicy PGR
posiadali prawo pierwokupu, to nie posiadali wystarczających środków, by za
jedną piątą ceny wykupić tereny, na których całe życie pracowali. To
doprowadziło do fiaska, czy raczej do katastrofy socjalnej dla setek tysięcy
pracowników rolnych.
W ostateczności w obliczu klęski
(łatwej do przewidzenia) sprzedaży ziemi byłym pracownikom, stworzono Agencję
Własności Rolnej, która przez 12 lat od 1991 sprzedała 1,4 miliona hektarów, z
4,5 miliona mających w swoich wykazach. W rzeczywistości prawdziwym celem tej
agencji było zmniejszenie liczby pracowników rolnych. Oto co ekonomista
zadeklarował w roku 2003: „Pytanie, które należy postawić czemu Polska zamknęła
farmy państwowe, których ziemie stoją w tej chwili ugorem, zmuszona przez PAC
(Politique agricole commune de l’Union europeenne – wspólna polityka rolna UE),
co było zabronione w poprzednim systemie. Najprawdopodobniej miało to na celu
zmniejszenie liczby pracowników w rolnictwie…”
Konsekwencje były dramatyczne nie
tylko dla zatrudnienia i gospodarki, ale także dla mieszkań, gdyż te
gospodarstwa posiadały około 500 000 mieszkań, w których mieszkało około
dwóch milionów ludzi, z których większość znalazło się w tej chwili bez środków
do życia. Możemy powiedzieć, że populacja najbardziej biedna w polskim
rolnictwie, pracownicy byłych PGR zapłacili nadzwyczajną cenę za transformację
rolnictwa. W nie wiele lepszej sytuacji byli drobni posiadacze rolni.
W roku 2002, liczba gospodarstw
rolnych wynosiła ciągle 2 933 000, z czego połowa posiadała mniej niż
5 hektarów. Z drugiej strony było nie całe 5000 farm, posiadających więcej niż
450 hektarów. Jak przeżyć na takich małych skrawkach ziemi? W rzeczywistości
większość tych drobnych rolników wegetowała w relatywnej autarkii, nie
sprzedając swoich produktów na rynku. Milion chłopów ciągle produkowało tylko
dla siebie samych lub najbliższego otoczenia. Szczególnie w południowo-wschodniej
części Polski, liczne wsie mogą przypominać wsie francuskie z lat 1950 tych, z
ich zacofanymi żniwiarko-młockarniami, kurami szukającymi pożywienia na
podwórku, czy krową skubiącą trawę wzdłuż drogi przez cały dzień, zanim
wieczorem nie wróci do obory.
W raporcie przygotowanym dla
francuskiego Zgromadzenia Narodowego (parlamentu) w 2003 r. na temat perspektyw
wstąpienia Polski do UE, w raporcie, w którego przygotowaniu uczestniczyli
liczni „doradcy” (czyli reprezentanci Bonduelle i Lactalis!) stwierdził: „ Rolnictwo
polskie charakteryzuje się uporczywym trwaniem dużej liczby gospodarstw
przynoszących straty, które służą zabezpieczeniu socjalnemu rodzinom, które nie
potrafią znaleźć zatrudnienia w mieście. Ta aktywność przynosząca straty jest
racjonalna tylko dla tych, którzy w niej uczestniczą: autokonsumpcja jest
zaletą mającą duże znaczenie w kraju, w którym wydatki na artykuły żywnościowe
wynoszą między 30 a 60 % pensji. Własność ziemska może być dobrą inwestycją, po
przystąpieniu do UE, dającą perspektywę znacznie wyższej ceny. Straty
produkcyjne są zrekompensowane przez zasiłki socjalne: 30 % rodzin pracujących
w rolnictwie pobiera zasiłki pomocy społecznej.”
Obecnie w Europie Zachodniej
rozwój rolnictwa jest zintegrowany z rozwojem przemysłu spożywczego, co już
wiele lat temu gruntownie zmieniło strukturę rolnictwa. Wielkie nowoczesne
gospodarstwa stały się normą, podczas gdy ogromna liczba drobnych gospodarstw
znikła, lub stanowią drobną, nieistotną mniejszość. PAC był motorem tych
ogromnych przemian od 1962 r, przesiewając przez sito pomoc tylko dla
gospodarstw najbardziej nowoczesnych, zdolnych do zaspokojenia potrzeb rynku.
Razem z wstąpieniem Polski do UE
w 2004 r, przywódcy polityczni obawiali się rozwoju problemów politycznych i
socjalnych na wsi, spowodowanego otwarciem granic i penetracje polskiego rynku
przez produkcję i firmy spożywcze zachodnio europejskie.
Demagog Andrzej Lepper, były
członek PZPR i były dyrektor PGR, zdobył popularność jako przywódca związku
rolników Samoobrona, nie gardził on spektakularnymi wybrykami czy
szowinistycznymi błazenadami (np. antysemityzm). Udało mu się skanalizować
obawy i złość milionów drobnych rolników i ich rodzin poza obrębem tradycyjnych
partii politycznych, uzyskując 10,2% głosów w wyborach parlamentarnych 2001.
Ale instytucje europejskie
wdrożyły mechanizmy amortyzujące socjalne skutki integracji europejskiej, by
uniknąć zbyt szybkiego bankructwa drobnych rolników. Z drugiej strony kryzys
socjalny, wywołany Planem Balcerowicza, nie dawał w mieście żadnych perspektyw
dla rolników szukających tam pracy. W wielu regionach o najwyższym poziomie
bezrobocia nastąpił proces odwrotny, powrót robotników na wieś, szukających
schronienia w rolnictwie przed bezrobociem w mieście. W roku 2000, liczba
bezrobotnych żyjących na wsi wynosiła 22,8%.
Najmniejsze gospodarstwa
otrzymały subwencje roczną w wysokości 1250 euro, która pozwala im na zakup
kilku produktów z poza rolnictwa. Oczywiście, wbrew temu co zostało oficjalnie
ogłoszone, ta pomoc nie pozwala na błyskawiczną rekonstrukcje polskiego
rolnictwa w kierunku wielkich gospodarstw. Ale od 2004 pozwoliła ona rozbroić
ukryte problemy polityczne, których stawką byli drobni rolnicy. W ten sposób
demagog Andrzej Lepper odbył swoją małą podróż do rządu, jako minister rolnictwa
w latach 2006-2007 w rządzie Kaczyńskiego.
W 2011, powierzchnia połowy
gospodarstw dalej nie przekraczała 5 hektarów, a populacja rolnicza kraju
wynosiła 15 %, wobec średniej 6 % dla całej UE.
Negocjacje dla odnowienia PAC
rozważały zmniejszenie subwencji dla drobnych polskich rolników. I tak, gdy w
latach 2007 – 2013 Polska otrzymała 27 miliardów euro z tytułu PAC, z czego
jedna trzecia trafiła do drobnych rolników. Inaczej mówiąc, wielscy producenci
uczestniczący w tym oszustwie otrzymali
największą część subwencji. W tym kontekście, który pozwolił
bezpośrednio lub pośrednio tworzenie filii wielkich firm spożywczych z Europy
Zachodniej, zagnieździć się solidnie w Polsce.
W ten sposób Bonduelle przybył do
Polski w 1992 i stał się liderem rynku warzyw w konserwach, posiadając 40 %
rynku. Danone, przybył w 1991 i zdominował rynek produktów świeżych. Lactalis,
rynek produktów mlecznych takich jak jogurty pitne jest obecny od 1996, tak jak
Bongrain na rynku serów od 1993. Piwo, 85 % produkcji jest kontrolowana przez
grupy Heineken, SAB Miller i Carlsberg. Nawet produkcja wódki znalazła się od
tej chwili pod kontrolą Pernod-Ricard.
Następstwa obecnego kryzysu
Wydaje się, że kryzys, który
rozpoczął się w roku 2008, oszczędził polską gospodarkę, przerzucając swoje
skutki, na konsekwencje socjalne, choć w Europie Wschodniej znajdują się bez
wątpienia kraje, gdzie poziom nędzy jest
jeszcze większy jak np. w Bułgarii, Rumunii czy krajach byłej Jugosławii. I to
się objawia także w aspektach życia społecznego.
Rząd polski pośpiesznie
przeprowadził, swoją własną lokalną wersję „reform”, które inaczej mówiąc są
atakami na poziom życia klasy robotniczej w Europie Zachodniej. Tak więc
poprzedniej wiosny podniósł wiek emerytalny do 67 r. rozpoczynając od roku
2020, co spotkało się z wielkim entuzjazmem całej polskiej klasy politycznej,
co jednak jest postrzegane jako katastrofa dla robotników. W niektórych
zawodach, w których warunki pracy są skrajnie szkodliwa dla zdrowia i możliwe
jest przejście na wcześniejszą emeryturę, to są one opisywane jako
„anachronizm” i zwalczane z olbrzymią zawziętością. Tak więc Gazeta Wyborcza z
7 grudnia 2012, opisała system emerytur górniczych jako: „przywilej”, oburzona
była tym, że ci co pracują pod ziemią mają prawo przejść na emeryturę po 25
latach pracy i cieszyła się, że ten projekt „reformy” trafi pod dyskusję. Projekt
ten dotknie tych górników, którzy nie pracują przy wydobyciu, czyli 25 000
pracowników na 113 000 zatrudnionych w górnictwie.
„pracownicy, ekonomiści,
eksperci, wszyscy domagają się od górników większej odwagi. Nigdzie na świecie
nie istnieje system, gdzie górnik może przejść na emeryturę w wieku 45 lat, po
przepracowaniu 25 lat pod ziemią (…) I bardzo często następnego dnia po
przejściu na emeryturę, górnicy są zatrudniani przez firmy zewnętrzne i dalej
wykonują dokładnie taką samą pracę (…) W Niemczech górnicy mają prawo przejść
na emeryturę jedynie po przekroczeniu 60 lat, po 25 latach pracy pod ziemią, w
Czechach po 63, a we Francji po 55 (…) zamiast walczyć o swoje przywileje,
górnicy powinni wykorzystać swoją energię by stworzyć system ułatwiający zmianę
swoich kwalifikacji. W ten sposób otrzymają pewną emeryturę i dzięki
przekwalifikowaniu znajdą inną pracę po 20 latach pracy w kopalni, zachowując
swoje zdrowie.”
Fala zwolnień i ataków
socjalnych, która ma miejsce w Europie Zachodniej, dotarła także do Polski. Oto
kilka przykładów: państwowe przedsiębiorstwo lotów lotniczych: LOT, ogłosił 13
grudnia, że by uniknąć bankructwa musi zredukować swoje koszty o 30 %. LOT
planuje bardzo głęboką restrukturyzacje i jego rada nadzorcza musi przyjąć
środki pozwalające „ewoluować” stosunkom pracy i zwolnieniom pracowników. W
przemyśle samochodowym, w Tychach, 1450 pracowników z 4000 będzie usuniętych.
Fiat przywrócił produkcję Pandy w fabryce Pomiglio, znajdującej się blisko
Neapolu we Włoszech. Tygodnik Powszechny przypomniał, że fabryka w swoim
„złotym wieku” zatrudniała 6000 i produkowała 2300 samochodów dziennie. 30 do
40 tysięcy osób pracuje jako poddostawcy przemysłu samochodowego i im również
grozi bezrobocie. W maju 2012 miały miejsce zwolnienia także w TOYOTA Polska.
Bezrobocie rośnie szybko. Gazety
pełne są reportaży o długotrwałych bezrobotnych, którzy stracili prawo do
zasiłku i nadzieje na odzyskanie pracy i utrzymują się z małych fuch na czarno.
Inną oznaką bardzo ciężkich warunków życia jest to, że Polska jest krajem
zajmującym pierwsze miejsce w Europie pod względem liczby pracowników
pracujących równocześnie na dwóch etatach. Z badań przeprowadzonych przez Biuro
Sprawiedliwości Społecznej (jeszcze raz Bureau polonais pour la justice
sociale) wynika, że 20 % dzieci
wychowujących się na wsi wykonuje pełnoetatową pracę.
Wpływ obecnego kryzysu pogorszył
warunki życia i tak już bardzo zdegradowane. Wystarczy wspomnieć sytuacje
służby zdrowia, zarówno w oficjalnych raportach jak i tych przygotowanych przez
OECD, które usprawiedliwiają konieczność prywatyzacji opieki medycznej,
pokazując mizerne rezultaty kraju w tej dziedzinie. W szarej rzeczywistości
zwykłego pacjenta, warunki te nie są mizerne, ale bardzo ciężkie. Oczekiwanie
na lekarzy trwa bardzo długo i kolejki są najdłuższe w Europie. Nawet na
lekarza pierwszego kontaktu trzeba czekać kilka tygodni. Na operacje zaćmy
nawet w regionalnej stolicy jak Wrocław trzeba czekać cztery lata! Oczywiście
jeśli pacjent posiada gruby portfel, to zwłoka może się znacznie skrócić. Rozwój
klinik prywatnych po 1989 r. powiększyło tą nierówność. Zgodnie z raportem OECD
z marca 2012: „Długość kolejek kreuje płatności skryte i generuje mechanizmy
korupcyjne, nawet wbrew rządowej kampanii antykorupcyjnej w 2005 r. System
opieki prywatnej równolegle wykorzystuje zasoby publiczne, przez co ten system
jest nieprzejrzysty i bardzo trudno rozgraniczyć co jest pracą publiczną a co
prywatną”. Ale największy problem dla większości ludzi to obowiązek
bezpośredniego płacenia za opiekę i leki. Niski poziom życia pracowników, a
także przede wszystkim emerytów i bezrobotnych, zmusza ich do odkładania lub
zrzeczenia się opieki zdrowotnej. W tym samym czasie w reklamach telewizyjnych,
mamy do czynienia z czarnym humorem obecnym w reklamach środków
farmaceutycznych, które można kupić bez recepty i bez konieczności
konsultowania z lekarzem.
Podobne rozwarstwienie socjalne
znajdujemy na rynku mieszkań. W licznych małych miasteczkach, w miastach i
dzielnicach robotniczych, w regionach biednych i na wsi, mieszkania są bardzo
często w złym stanie. 20 % mieszkań w Polsce jest zagrzybionych, i istnieje
ciągle wiele mieszkań bez ogrzewania, lub mieszkań, których lokatorzy nie mają wystarczających
środków na ogrzewanie. Z drugiej strony
drabiny socjalnej, w centrum Warszawy są budowane prywatne luksusowe
rezydencje, zamknięte i strzeżone.
Cała ta ewolucja dramatyczna dla
klasy robotniczej, zarówno w planie ekonomicznym jak i politycznym i socjalnym
naświetla nam klęskę polskiego społeczeństwa w swojej walce z bezlitosnym
kapitalizmem, który robi wszystko by zawładnąć gospodarką Europy Centralnej i
zlikwidować wszystkie bariery dla penetracji dla zachodniego kapitału. Walka ta
jest jeszcze bardziej okrutna w kontekście obecnego kryzysu, która pogarsza
warunki życia wszystkich pracowników.
Nie ma wyjścia z tej sytuacji w
warunkach obecnego społeczeństwa. Pokrzykiwania nacjonalistyczne, jak te byłego
prezydenta Kaczyńskiego czy innych szowinistycznych i ultra nacjonalistycznych
polityków są tylko nieszczęsnym błazeństwem. I ona nie może spychać robotników
w objęcia swoich najgorszych wrogów. Niemożliwe są też nostalgiczne marzenia
powrotu do społeczeństwa bardziej egalitarnego przed 1989. Mity i bajki mające
na celu wybielić dawne demokracje ludowe i pokazać je jako kraje egalitarne,
zatajają, że była to dyktatura wymierzona przeciwko klasie robotniczej.
Polscy robotnicy nie mają innego
wyjścia jak walczyć z destrukcyjnym kapitalizmem, walczyć o społeczeństwo
naprawdę komunistyczne, tzn. społeczeństwo w którym to klasa robotnicza będzie
sama sobą rządzić, tylko w ten sposób można wyjść ze społeczeństwa opartego na
wyzysku, nędzy i barbarzyństwie. I dlatego w Polsce jak i innych krajach jest
konieczne, jak nigdy wcześniej, powstać razem z tymi, którzy chcą naprawdę zbudować lepszą przyszłość, usunąć cały
wyzysk i wszystkie prześladowania, tak mężczyzn jak i kobiet, którzy widzą swój
cel w zbudowaniu rewolucyjnej partii komunistycznej. Partii opartej na
programie obrony interesów socjalnych i politycznych klasy robotniczej, partii
która pozwoli przełamać niemoc i dzięki swojej wojowniczości i energii, odwróci
ostatnie tuziny lat w Polsce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz