czwartek, 30 maja 2013

Lutte de classe o sytuacji w Polsce



Lutte de classe o sytuacji w Polsce

Nie jestem zawodowym tłumaczem, a języka francuskiego uczyłem się na budowie w czasie usuwania azbestu. Dlatego też z góry przepraszam za wszystkie błędy i jeśli komuś spodoba się tematyka artykułu, to zachęcam do wykonania tego tłumaczenia jeszcze raz. Tekst pochodzi z miesięcznika teoretycznego Lutte de classe (n.150, mars 2013 str. 22-29.) http://www.union-communiste.org/?FR-archp-show-2013-1-1711-6545-x.html  czyli po naszemu WALKA KLAS. Tekst jest nie podpisany, gdyż jest dziełem kolektywnym kilku członków LO znających jako tako język polski i sytuację w Polsce. Ważne jest to, że tekst jest adresowany do francuskiego czytelnika. Jest to informacja ważna, gdyż wielu polskich czytelników może nie zdawać sobie sprawy z wyjątkowości polskiego kapitalizmu na tle UE. To co dla nas jest: „normalne” – dla obywateli krajów zachodnio europejskich jest przejawem skrajnego wyzysku.
Mój stosunek do tego tekstu jest dwojaki. Z jednej strony jest to całościowa analiza polskiej nędzy i wydaje mi się, że rzadko takie teksty piszą w Polsce działacze komunistyczni. Jest to trochę tak: po co pisać o czymś, o czym wszyscy wiedzą. Jeśli już takie teksty spotykam, to są one dziełem socjologów i ze względu na publikowanie ich w prasie burżuazyjnej czy publikacjach akademickich, to przekaz polityczny jest maksymalnie łagodzony, by był on strawny dla przełożonych. I choć tekst był pisany przez obcokrajowców, to zebrany tutaj bogaty materiał faktograficzny może być cenny także dla polskiego czytelnika obeznanego z tematem, który być może znajdzie fakty, których do tej pory nie znał, lub fakty, które zainspirują go do samodzielnych poszukiwań.

Tekst jest oczywiście pełen błędów. Nie mówię tutaj o własnych błędach tłumaczeniowych, ale o błędach autorów, którzy prezentują polskich polityków przez pryzmat tego co docierało do Francji. Przykładem może być analiza Leppera, którego sukces polityczny tłumaczą antysemityzmem. Najprawdopodobniej jedna czy dwie archiwalne antysemickie wypowiedzi Leppera krążyły wielokrotnie we francuskich mediach i tak już przypięto mu taką łatkę, pomijając zupełnie fakt – blokad dróg i retoryki antyliberalnej. Są to jednak mało istotne szczegóły.
Tyle jeśli chodzi o materiał faktograficzny, który mimo błędów, jest jednak efektem ogromnej pracy. Jest to analiza polskiego kapitalizmu przez francuskich komunistów i jako polski komunista mogę się pod tym podpisać. Inną kwestią jest analiza historii Polski, a dokładniej PRL. Nie zgadzam się ze stwierdzeniami, że była to dyktatura anty robotnicza itd. Jest to niestety punkt widzenia większości ciekawych organizacji francuskich, co utrudnia polityczne zbliżenie. Błędna analiza PRL to jedno. To co jest jednak najgorsze to problem weryfikacji błędów popełnionych w przeszłości. Dyscyplinę LO można podziwiać gdy LO organizuje komunistyczny festyn czy demonstracje. Wszyscy członkowie LO wiedzą co robić i wszystko to jest bardzo dobrze zorganizowane. Niestety ta dyscyplina ma też swoje negatywne strony, polegające na ślepej wierze w każdy artykuł i każdą broszurę podpisaną przez LO. Jako historyk specjalizujący się w historii Bloku Wschodniego znalazłem w tych materiałach mnóstwo błędów i przekłamań i dopóki najwyższe władze LO nie ogłoszą, że kiedyś się pomyliły w analizie PRL, to wszyscy członkowie LO będą wyznawcami obecnej błędnej linii. Błędna analiza historyczna, nie zmienia jednak faktu, że dalej będę sympatyzował z tą organizacją i tłumaczył ich teksty.  Bo to są oddani sprawie komuniści.

Lutte de classe
Polska: „cud” ekonomiczny, który oznacza koszmar socjalny
„Polskim cudem” zachwycają się od kilku lat dziennikarze polscy i zagraniczni. „W Europie, która straciła swoją prędkość, jest to jedyny kraj, który w ostatnich latach zachował wzrost gospodarczy” napisała Francuska Izba Przemysłowo Handlowa za granicą  (Union des chambres de commerce et d’industrie francaises a l’etranger http://ccifp.pl/ ). W swoim podsumowaniu ekonomicznym roku 2012 OCDE pokazała podobną satysfakcję: „Polska odnotowała najwyższy wzrost gospodarczy w czasach kryzysu, ze wszystkich państw OECD” i równocześnie podkreśla osiągnięcia polskiej gospodarki, która zanotowała 4 % wzrostu w roku 2011 i między 2,75 a 3 % w roku 2012, co w Europie jest wyjątkiem. To pewne.
 Ale za tymi cyframi, widoczne są inne rekordy polskiego społeczeństwa, którymi już nikt się nie chwali, które z podobnych przyczyn nie bardzo interesują „obserwatorów”, gdyż te rekordy kłują ich w oczy.
Tak więc Polska rywalizuje z Hiszpanią o pierwsze miejsce w Europie pod względem liczby pracowników tymczasowych, zatrudnianych na umowy śmieciowe, które pozwalają pozbyć się pracownika w każdym momencie. Inny aspekt pokazujący nędze socjalną: 20% mieszkań ciągle nie posiada toalety i łazienki, co opisane zostało w badaniach zrealizowanych w roku 2011 przez Polskie Biuro Sprawiedliwości Społecznej (??co to jest, może KSS Ikonowicza??) (Bureau polonais pour la justice socjale). Podobne fakty odnotował również Le Parisien w artykule: „Powrót polskiego hydraulika” z 13 listopada 2012. Według tego dziennika, w tej chwili na terytorium Francji przebywa ponad 330 000 Polaków wykonujących najgorzej płatne prace fizyczne.  Większość z nich zatrudnionych jest przez firmy polskie, zgodnie z polskimi standardami pracy, które to firmy pełnią we Francji rolę podwykonawców. Firmy te są bardziej dyspozycyjne od firm francuskich, ku wielkiej uciesze Bouygues, Eiffage, EDF i innych, dzięki którym mogą jeszcze bardziej obniżyć koszty socjalne, wykorzystując Polaków do prac najbardziej niebezpiecznych takich jak sprzątnie elektrowni atomowych czy usuwanie azbestu. Ale Francja nie posiada smutnego przywileju pierwszeństwa w tym wyzysku: przemysł niemiecki jest głównym odbiorcą emigrującej polskiej siły roboczej, później Wielka Brytania, Irlandia, Włochy i aż do ostatnich czasów Hiszpania, gdzie Polacy pracują w informatyce, budownictwie, usługach i rolnictwie.
Osiągnięcia ekonomiczne i porażki socjalne wynikają z tej samej przyczyny: od zmian rozpoczętych w Polsce w 1989 r. polskie społeczeństwo błyskawicznie wraca na pozycję, którą Polska zajmowała w 1945 r. – kraju zdominowanego przez potęgi kapitalistyczne zachodniej Europy.
„Demokracja ludowa” otwiera się na kapitalizm
Okres, w którym ten kraj był „demokracją ludową”, reżimem anty robotniczym, uplasowanym w orbicie wpływów polityczno – ekonomicznych ZSRR, okres który trwał od zakończenia wojny do 1989 r. Zwycięstwo ZSRR i powstanie demokracji ludowych w Europie Wschodniej, doprowadziło do prawie całkowitego zniszczenia podziału świata pracy i rynków międzynarodowych, który był ustanowiony przez burżuazje najpotężniejszych krajów imperialistycznych.
Na początku lat siedemdziesiątych, gdy świat zaczął doświadczać pierwszych oznak kryzysu kapitalistycznego, finansiści zachodni zaczęli poszukiwać środków by utrzymać i powiększyć swoje zyski, co skłoniło ich do pożyczania pieniędzy krajom biednym. W ten sposób otwarła się możliwość odpływu kredytów, co doprowadziło później do kryzysu zadłużenia. Polska rządzona przez Gierka, w kontekście względnej odwilży w relacjach Wschód-Zachód, należała do krajów biorących pożyczki. Reżim Gierka uwierzył, że mając do dyspozycji „łatwy” kredyt, otworzą się przed nim drzwi świata ekonomicznie rozwiniętego.
Niestety głównym efektem tych pożyczek była eksplozja zadłużenia państwa polskiego. W ciągu dziesięciu lat między 1970 a 1980, polskie zadłużenie zwiększyło się z miliarda dolarów o 24 razy. Wszystkie te pieniądze były oficjalnie przeznaczone do importowania dóbr potrzebnych do modernizacji fabryk i zakupu licencji, które w krajach RWPG (wspólny rynek krajów wschodnich stworzony wokół ZSRR) były niedostępne. Jednak spora część pieniędzy wbrew oficjalnym deklaracjom była przeznaczona na import towarów luksusowych, przeznaczonych do konsumpcji uprzywilejowanych Polaków: biurokratów i drobnomieszczan zaangażowanych w  te przekręty…
W 1974 kapitalistyczna gospodarka zaczęła odczuwać skutki początku kryzysu i wierzyciele Polski zaczęli żądać zwrotu pożyczek. Kryzys doprowadził też do zamknięcia rynków światowych dla polskiego eksportu.
Ta sytuacja duszenia się finansowego, w dużej mierze spowodowana kryzysem systemu kapitalistycznego, doprowadziła do historycznej ironii, kryzysu politycznego reżimu, który określał sam siebie socjalistycznym. W efekcie, by zwrócić pieniądze, władza zdecydowała się podnieść ceny towarów pierwszej potrzeby. To uderzyło bezpośrednio w poziom życia klasy robotniczej, co było detonatorem wielkich strajków, które zachwiały reżimem w 1976 i jeszcze mocniej w 1980, kiedy to powstała cała klasa robotnicza. Niestety ruchem tym kierowali ludzie gruntownie reakcyjni, tacy jak przywódca Solidarności Lech Wałęsa. Nacjonaliści, wrodzy politycznym interesom klasy robotniczej, stworzyli ogromną siłę, nie po to by obalić PRL, ale by wspólnie z biurokracją podzielić się ich przywilejami. To doprowadziło do destabilizacji w latach 1980-1981 i wprowadzenia stanu wojennego przez generała Jaruzelskiego i uwięzienia przywódców Solidarności. Ale ostatecznie przywódcy Solidarności i PZPR (partii uważającej się za komunistyczną, będącą u władzy dzięki pomocy Kremla) dogadali się dzięki pośrednictwu kościoła katolickiego, co doprowadziło przywódców Solidarności do władzy, z Wałęsą na czele.
Wielkie otwarcie na kapitalistów po 1989 r.
Zanim jeszcze Solidarność zdobyła władzę, już rząd uważający się za socjalistyczny przyczynił się do rozwoju sektora prywatnego, szczególnie w latach 1982-1988 zmieniając przepisy prawne, umożliwiające otwarcie drzwi firmom prywatnym na kapitał zagraniczny. Ale prawdziwa transformacja zaczęła się w roku 1989, gdy ministrem finansów został Leszek Balcerowicz, który lansował: „teorię szokową”, jako lekarstwo  dla kraju, którego większość populacji ciągle należała do klasy robotniczej.
Wspierany przez komisję, w skład której wchodzili finansiści amerykańscy tacy jak Jeffrey Sachs i George Soros i pod nadzorem MFW (Międzynarodowy Fundusz Walutowy) Balcerowicz opracował plan, który Sejm przyjął w grudniu 1989.
Plan ten zakładał min.: upadek przedsiębiorstw państwowych, obniżenie „nadmiernych” przywilejów pracowniczych, zmniejszenie zatrudnienia w firmach państwowych. Pozwolił przedsiębiorstwom zagranicznym inwestować w Polsce, z możliwością wywiezienia zysków, a polska waluta „złoty” znowu stała się zależna od rynków światowych. Ułatwił także zwolnienia, tworząc system odszkodowań dla zwalnianych.
Populacja pracowników zapłaciła za ten plan katastrofą socjalną. Przez lata utrzymywał się ogromny poziom inflacji: 640 % w 1989, 249 % w 1990, 60,4% w 1991, 44,3%% w 1992 i 37,6% w 1993. Inflacja pożarła siłę nabywczą klasy robotniczej, tak jak dewaluacja złotego w 1995 r. Sklepy były puste. I kiedy na nowo się zapełniły towarami importowanymi z Europy Zachodniej, które pojawiały się w Polsce po raz pierwszy, ich cena porównywalna z towarami polskimi była 4-5 razy droższa. Minister Pracy w 1989-90 i jeszcze raz w latach 1992-93, Jacek Kuroń – dawny aktywista antystalinowski , który stał się znany przez swój: List otwarty do PZPR, który został napisany przed przefarbowaniem się Kuronia w aktywistę ruchu klerykalno-nacjonalistycznego, którego Wałęsa był liderem, prowadził swoją aktywność min. w tworzeniu sieci „kuroniówek” zup rozdawanych bezrobotnym i bezdomnym.
Fala bankructw, która dotknęła sektor państwowy, wliczając w to farmy państwowe na wsi (PGR-y) doprowadziła do sytuacji, w której co piąty Polak był bezrobotnym. Między 1990 a 2003, zatrudnienie w przemyśle zmniejszyło się z 4 620 000 do 2 921 000 pracowników. Równolegle nędza zaczęła rosnąć. Na początku lat dziewięćdziesiątych 24,8 % ludzi miało dochód na poziomie minimum socjalnego, w 2001 już 57 %. Bezrobocie osiągnęło rekord przekraczając 20 % populacji aktywnej zawodowo w roku 2003. Od tego czasu ta liczba zmniejszyła się, gdyż około 2 milionów, w szczególności młodych wyjechało szukać pracy w Europie Zachodniej, przede wszystkim w Wielkiej Brytanii i Irlandii.
Wzrost sektora prywatnego był ekstremalnie szybki, co w czasopiśmie; „Kurier krajów wschodnich” (Le courrier des pays de l’est) nazwano: „największą wyprzedażą stulecia” dzięki prywatyzacjom w całej Europie Wschodniej. W 1995 sektor prywatny reprezentował 75 % PKB i zatrudniał ponad 70 % populacji aktywnej zawodowo. Kiedy w 2004 Polska wstąpiła do Unii Europejskiej, niezbędne warunki zostały spełnione.
Wielkie przedsiębiorstwa, przede wszystkim z Europy Zachodniej zawładnęły, tymi sektorami, które je interesowały, czasami  by wykorzystać ich zdolność produkcyjną, czasami by je zamknąć, likwidując w ten sposób lokalna konkurencję. W ten sposób zamknięto Hutę Szkła w Krośnie, co przyniosło zyski francuskiej Cristal d’Arques. Albo znowu, France Telecom kupił w 2000 TPSA, polskiego publicznego operatora komunikacyjnego, który gdy zmienił nazwę na Orange zatrudnia 70 000 pracowników, w porównaniu do 130 000 przed prywatyzacją.
Prywatne przedsiębiorstwa zachodnie kontrolują wszystkie najważniejsze dziedziny gospodarki: telekomunikacja, wielki handel, sektor bankowy, farmaceutyczny, budowlany, hotelowy, budują autostrady czy lotniska itd. Nie możliwe jest przejść przez miasto czy miasteczko, by nie zobaczyć ogłoszeń reklamowych Carrefour, którego największy sklep w Europie znajduje się w Warszawie, który jest otwarty codziennie aż do godziny 23 (przypominam, że artykuł był pisany przez Francuzów i adresowany do Francuzów, gdyż Carrefour we Francji jest otwarty od poniedziałku do soboty do 20 30. Całodniowe otwarcie supermarketu w niedziele ich zaszokowało.)  i również Leroy Merlin, Auchan czy grupy niemieckie Metro, Makro, Lidl czy angielskie TESCO.
Możemy prześledzić w jaki sposób pojawiały się w Polsce koncerny zachodnie na przykładzie metalurgii. W 1990 pracowało w tym sektorze ciągle 150 000 pracowników a w roku 1999 już tylko 60 000. W tym roku rząd zdecydował o usunięciu kolejnych 24 500 stanowisk w tej gałęzi, i w ten sposób w ciągu 10 lat, zatrudnienie w tym sektorze zostało zmniejszone pięciokrotnie. Po 1989 r. liczne światowe koncerny metalurgiczne były zainteresowane tym sektorem w Polsce. Włoski Lucchini odkupił Hutę Warszawa w 1992 r. Lucchini zajął się modernizacją instalacji produkcyjnej, niszcząc równocześnie zdobycze socjalne, takie jak wczasy wypoczynkowe przysługujące pracownikom: „Nie ma powodu do niepokoju, możecie spędzić wakacje we Włoszech” zapewniał dyrektor Lucchini, podczas strajku w obronie zdobyczy socjalnych, takie były obietnice kierownictwa…
Jednak żądania hutników pozostały słabe i „inwestorzy” zagraniczni nie spieszyli się z ich spełnieniem. Jedyną obietnicą, którą spełnili, były kolejne wykupienia polskiego przemysłu. W roku 2003 amerykański CMC kupił hutę, grupa hiszpańska Celsa, kolejną by w końcu grupa LNM (nazwa Mittal w tamtym czasie) wzięła 60 % Polskich Hut Stali, głównej polskiej grupy metalurgicznej, posiadającej cztery huty. Mittal kontroluje ponad 70 % rynku stali. Od momentu gdy w 2005 Huta Warszawa należy do Arcelor, który w końcu trafił do sakwy Mittal. Efektem było zwolnienie 1000 stanowisk w styczniu 2012. Grupa niemiecka Thyssen Krupp posiada inną wielką hutę w Polsce.
Podobnie rzecz się miała z sektorem bankowym. Następstwem programu prywatyzacji przepchniętego w 1991, zmiana początkowo była powolna i tylko niektóre banki zagraniczne interweniowały w Polsce. W 1993 istniało 48 banków komercyjnych, z przewagą lokalnego kapitału na 10 zależnych od kapitału zagranicznego. Skarb Państwa zatrzymał 30 % aktywów tego sektoru. Ale w 1997 nastąpiła zmiana prawa, która umożliwiła posiadanie większościowego pakietu przez banki zagraniczne, i te przybyły znacznie liczniej.  W 2003 kontrolowały 68% aktywów polskich banków. W ciągu 10 lat proporcje banki lokalne – banki zagraniczne, się odwróciły i 46 banków polskich było kontrolowanych przez kapitał zagraniczny.  Niemieckie banki przejęły lwią część polskiego sektora bankowego (18 % aktywów w 2003 r.), ale istnieją także banki austriackie, włoskie, holenderskie, belgijskie i francuskie.
W 2010 rząd polski zadeklarował, że: „poziom deregulacji gospodarki polskiej jest bliski do tego w Unii europejskiej. Ostatnie relikty gospodarki socjalistycznej zniknęły.” Degrengolada socjalna, która jest rezultatem rosnącego udziału sektora prywatnego w gospodarce jest bezdyskusyjna, o czym w 2012 napisał OECD: „Za wyjątkiem roku 2008, pracownicy nie uzyskali żadnych korzyści wynikających z wzrostu ich produkcyjności. W tych warunkach część pracy świata pracy nigdy nie uzyskała żadnych zysków od roku 2000 i pracownicy nie odczuwają żadnej poprawy wynikającej z wzrostu gospodarczego. A nierówności społeczne są widocznie zaakcentowane od końca lat dziewięćdziesiątych”.
To co dzieje się w tej chwili w sektorze energetycznym, dobrze ilustruje w jaki sposób funkcjonują relacje między  kapitalizmem zachodnio europejskim a kapitalizmem polskim. Kraje zachodnie odrzuciły wydobywanie gazu łupkowego, jak i budowę nowych elektrowni atomowych. Odwrotne trendy mają miejsce w Polsce, w której 80 % energii elektrycznej pochodzi z elektrowni węglowych, co jest sprzeczne z regulacjami Unii Europejskiej, będących odpowiedzią na rosnące zagrożenie efektem cieplarnianym. Westinghouse Electric Company (USA/Japonia) i GE Hitachi Nuclear Energy Americas (USA/Japonia) I EDF (Francja) I Areva, zaczęły konkurować w przetargu o to, która z tych firm wybuduje w Polsce elektrownie atomową. Wszystko to ma miejsce pod auspicjami obecnego przywódcy kraju, Tuska, który po swojej reelekcji w 2011 r. potwierdził swój wybór w tej domenie, tak jak jego minister gospodarki, który zadeklarował w listopadzie 2012: „Kiedy myślę o energii nuklearnej myślę Areva”. W roku 2013 ma zostać przyjęty kalendarz budowy dwóch elektrowni atomowych, jednej gotowej do pracy w roku 2025, drugiej w 2029. Pierwsza ma się znajdować na wybrzeżu morza bałtyckiego. To będzie „zastrzyk nowoczesności dla całej gospodarki narodowej” utrzymuje minister gospodarki. Czy gospodarka polska na tym skorzysta, to się dopiero okaże. Ale na pewno skorzystają na tym wielkie koncerny międzynarodowe. Podobnie jak z gazem łupkowym, dla którego wydobycia wykonano już pierwsze próbne odwierty, metodą szczelinowania hydraulicznego, Total uzyskał już kilka pozwoleń…
Transformacja, która dotknęła także rolnictwo
Osobliwością ekonomii polskiej przed 1989 było zachowanie struktury własności w rolnictwie. Zaczynając od początku reżimu demokracji ludowej, kolektywizacja rolnictwa na wsi prawie nie miała miejsca. Władza zachwiana przez kontestacje polityczną i strajki podczas polskiego października 1956, wycofała się z kolektywizacji ziemi. Wyjątkiem tej nieśmiałej kolektywizacji były państwowe farmy: PGR. Ale Polska pozostała jedynym krajem, który zachował ogromną liczbę prywatnych drobnych rolników i bardzo drobnych posiadaczy ziemskich: gospodarstwa liczące mniej niż 5 hektarów zajmowały łącznie 53 % polskich ziem uprawnych w 1990 r. Jednak chwilę wcześniej, zmodyfikowano prawo rolne z 1944 r., które wprowadzało maksymalną powierzchnię prywatnego gospodarstwa rolnego od 15 do 50 hektarów. To rolnictwo drobnych posiadaczy przetrwało PRL i zostało dopiero zburzone w czasie procesu integracji z kapitalizmem zachodnioeuropejskim.
Państwowe Gospodarstwa Rolne (PGR) posiadały swoje korzenie w wielkich folwarkach znajdujących się na terenach poniemieckich. Na wschodzie kraju PGR-y były tworzone na ziemiach, zajętych przez Armię Czerwoną w 1939 r., gdzie w latach 1939-1941 przeprowadzono kolektywizacje. W 1989 r. łączna powierzchnia zajmowana przez PGR-y liczyła 1 231 (nie podano jednostki, ale pewnie tysięcy hektarów) co stanowiło 18,5 % ziemi, która produkowała 25 % produkcji rolnej.
Mimo ataków propagandowych na PGR-y serwowanych przez obrońców gospodarki kapitalistycznej, te farmy państwowe były całkiem wydajne. Z drugiej strony, zatrudniały one istotną siłę roboczą: 470 000 osób przed reformami Balcerowicza, człowieka od „teorii szokowej”, której konsekwencją było min. zamknięcie PGR-ów. Rezultatem była eksplozja bezrobocia, szczególnie w rejonach bliskich granicy niemieckiej, gdzie osiągnęła blisko 30 % aktywnej populacji w latach 1993-1994! Rozwiązanie tych farm państwowych, dobrze wyposażonych, których kapitał stały wynosił 13 miliardów dolarów, było zachętą dla byłych pracowników, którzy mogli wykupić ziemię jedynie za 20 procent jej wartości. Ale nawet jeśli byli pracownicy PGR posiadali prawo pierwokupu, to nie posiadali wystarczających środków, by za jedną piątą ceny wykupić tereny, na których całe życie pracowali. To doprowadziło do fiaska, czy raczej do katastrofy socjalnej dla setek tysięcy pracowników rolnych.
W ostateczności w obliczu klęski (łatwej do przewidzenia) sprzedaży ziemi byłym pracownikom, stworzono Agencję Własności Rolnej, która przez 12 lat od 1991 sprzedała 1,4 miliona hektarów, z 4,5 miliona mających w swoich wykazach. W rzeczywistości prawdziwym celem tej agencji było zmniejszenie liczby pracowników rolnych. Oto co ekonomista zadeklarował w roku 2003: „Pytanie, które należy postawić czemu Polska zamknęła farmy państwowe, których ziemie stoją w tej chwili ugorem, zmuszona przez PAC (Politique agricole commune de l’Union europeenne – wspólna polityka rolna UE), co było zabronione w poprzednim systemie. Najprawdopodobniej miało to na celu zmniejszenie liczby pracowników w rolnictwie…”
Konsekwencje były dramatyczne nie tylko dla zatrudnienia i gospodarki, ale także dla mieszkań, gdyż te gospodarstwa posiadały około 500 000 mieszkań, w których mieszkało około dwóch milionów ludzi, z których większość znalazło się w tej chwili bez środków do życia. Możemy powiedzieć, że populacja najbardziej biedna w polskim rolnictwie, pracownicy byłych PGR zapłacili nadzwyczajną cenę za transformację rolnictwa. W nie wiele lepszej sytuacji byli drobni posiadacze rolni.
W roku 2002, liczba gospodarstw rolnych wynosiła ciągle 2 933 000, z czego połowa posiadała mniej niż 5 hektarów. Z drugiej strony było nie całe 5000 farm, posiadających więcej niż 450 hektarów. Jak przeżyć na takich małych skrawkach ziemi? W rzeczywistości większość tych drobnych rolników wegetowała w relatywnej autarkii, nie sprzedając swoich produktów na rynku. Milion chłopów ciągle produkowało tylko dla siebie samych lub najbliższego otoczenia. Szczególnie w południowo-wschodniej części Polski, liczne wsie mogą przypominać wsie francuskie z lat 1950 tych, z ich zacofanymi żniwiarko-młockarniami, kurami szukającymi pożywienia na podwórku, czy krową skubiącą trawę wzdłuż drogi przez cały dzień, zanim wieczorem nie wróci do obory.
W raporcie przygotowanym dla francuskiego Zgromadzenia Narodowego (parlamentu) w 2003 r. na temat perspektyw wstąpienia Polski do UE, w raporcie, w którego przygotowaniu uczestniczyli liczni „doradcy” (czyli reprezentanci Bonduelle i Lactalis!) stwierdził: „ Rolnictwo polskie charakteryzuje się uporczywym trwaniem dużej liczby gospodarstw przynoszących straty, które służą zabezpieczeniu socjalnemu rodzinom, które nie potrafią znaleźć zatrudnienia w mieście. Ta aktywność przynosząca straty jest racjonalna tylko dla tych, którzy w niej uczestniczą: autokonsumpcja jest zaletą mającą duże znaczenie w kraju, w którym wydatki na artykuły żywnościowe wynoszą między 30 a 60 % pensji. Własność ziemska może być dobrą inwestycją, po przystąpieniu do UE, dającą perspektywę znacznie wyższej ceny. Straty produkcyjne są zrekompensowane przez zasiłki socjalne: 30 % rodzin pracujących w rolnictwie pobiera zasiłki pomocy społecznej.”
Obecnie w Europie Zachodniej rozwój rolnictwa jest zintegrowany z rozwojem przemysłu spożywczego, co już wiele lat temu gruntownie zmieniło strukturę rolnictwa. Wielkie nowoczesne gospodarstwa stały się normą, podczas gdy ogromna liczba drobnych gospodarstw znikła, lub stanowią drobną, nieistotną mniejszość. PAC był motorem tych ogromnych przemian od 1962 r, przesiewając przez sito pomoc tylko dla gospodarstw najbardziej nowoczesnych, zdolnych do zaspokojenia potrzeb rynku.
Razem z wstąpieniem Polski do UE w 2004 r, przywódcy polityczni obawiali się rozwoju problemów politycznych i socjalnych na wsi, spowodowanego otwarciem granic i penetracje polskiego rynku przez produkcję i firmy spożywcze zachodnio europejskie.
Demagog Andrzej Lepper, były członek PZPR i były dyrektor PGR, zdobył popularność jako przywódca związku rolników Samoobrona, nie gardził on spektakularnymi wybrykami czy szowinistycznymi błazenadami (np. antysemityzm). Udało mu się skanalizować obawy i złość milionów drobnych rolników i ich rodzin poza obrębem tradycyjnych partii politycznych, uzyskując 10,2% głosów w wyborach parlamentarnych 2001.
Ale instytucje europejskie wdrożyły mechanizmy amortyzujące socjalne skutki integracji europejskiej, by uniknąć zbyt szybkiego bankructwa drobnych rolników. Z drugiej strony kryzys socjalny, wywołany Planem Balcerowicza, nie dawał w mieście żadnych perspektyw dla rolników szukających tam pracy. W wielu regionach o najwyższym poziomie bezrobocia nastąpił proces odwrotny, powrót robotników na wieś, szukających schronienia w rolnictwie przed bezrobociem w mieście. W roku 2000, liczba bezrobotnych żyjących na wsi wynosiła 22,8%.
Najmniejsze gospodarstwa otrzymały subwencje roczną w wysokości 1250 euro, która pozwala im na zakup kilku produktów z poza rolnictwa. Oczywiście, wbrew temu co zostało oficjalnie ogłoszone, ta pomoc nie pozwala na błyskawiczną rekonstrukcje polskiego rolnictwa w kierunku wielkich gospodarstw. Ale od 2004 pozwoliła ona rozbroić ukryte problemy polityczne, których stawką byli drobni rolnicy. W ten sposób demagog Andrzej Lepper odbył swoją małą podróż do rządu, jako minister rolnictwa w latach 2006-2007 w rządzie Kaczyńskiego.
W 2011, powierzchnia połowy gospodarstw dalej nie przekraczała 5 hektarów, a populacja rolnicza kraju wynosiła 15 %, wobec średniej 6 % dla całej UE.
Negocjacje dla odnowienia PAC rozważały zmniejszenie subwencji dla drobnych polskich rolników. I tak, gdy w latach 2007 – 2013 Polska otrzymała 27 miliardów euro z tytułu PAC, z czego jedna trzecia trafiła do drobnych rolników. Inaczej mówiąc, wielscy producenci uczestniczący w tym oszustwie otrzymali  największą część subwencji. W tym kontekście, który pozwolił bezpośrednio lub pośrednio tworzenie filii wielkich firm spożywczych z Europy Zachodniej, zagnieździć się solidnie w Polsce.
W ten sposób Bonduelle przybył do Polski w 1992 i stał się liderem rynku warzyw w konserwach, posiadając 40 % rynku. Danone, przybył w 1991 i zdominował rynek produktów świeżych. Lactalis, rynek produktów mlecznych takich jak jogurty pitne jest obecny od 1996, tak jak Bongrain na rynku serów od 1993. Piwo, 85 % produkcji jest kontrolowana przez grupy Heineken, SAB Miller i Carlsberg. Nawet produkcja wódki znalazła się od tej chwili pod kontrolą Pernod-Ricard.
Następstwa obecnego kryzysu
Wydaje się, że kryzys, który rozpoczął się w roku 2008, oszczędził polską gospodarkę, przerzucając swoje skutki, na konsekwencje socjalne, choć w Europie Wschodniej znajdują się bez wątpienia  kraje, gdzie poziom nędzy jest jeszcze większy jak np. w Bułgarii, Rumunii czy krajach byłej Jugosławii. I to się objawia także w aspektach życia społecznego.
Rząd polski pośpiesznie przeprowadził, swoją własną lokalną wersję „reform”, które inaczej mówiąc są atakami na poziom życia klasy robotniczej w Europie Zachodniej. Tak więc poprzedniej wiosny podniósł wiek emerytalny do 67 r. rozpoczynając od roku 2020, co spotkało się z wielkim entuzjazmem całej polskiej klasy politycznej, co jednak jest postrzegane jako katastrofa dla robotników. W niektórych zawodach, w których warunki pracy są skrajnie szkodliwa dla zdrowia i możliwe jest przejście na wcześniejszą emeryturę, to są one opisywane jako „anachronizm” i zwalczane z olbrzymią zawziętością. Tak więc Gazeta Wyborcza z 7 grudnia 2012, opisała system emerytur górniczych jako: „przywilej”, oburzona była tym, że ci co pracują pod ziemią mają prawo przejść na emeryturę po 25 latach pracy i cieszyła się, że ten projekt „reformy” trafi pod dyskusję. Projekt ten dotknie tych górników, którzy nie pracują przy wydobyciu, czyli 25 000 pracowników na 113 000 zatrudnionych w górnictwie.
„pracownicy, ekonomiści, eksperci, wszyscy domagają się od górników większej odwagi. Nigdzie na świecie nie istnieje system, gdzie górnik może przejść na emeryturę w wieku 45 lat, po przepracowaniu 25 lat pod ziemią (…) I bardzo często następnego dnia po przejściu na emeryturę, górnicy są zatrudniani przez firmy zewnętrzne i dalej wykonują dokładnie taką samą pracę (…) W Niemczech górnicy mają prawo przejść na emeryturę jedynie po przekroczeniu 60 lat, po 25 latach pracy pod ziemią, w Czechach po 63, a we Francji po 55 (…) zamiast walczyć o swoje przywileje, górnicy powinni wykorzystać swoją energię by stworzyć system ułatwiający zmianę swoich kwalifikacji. W ten sposób otrzymają pewną emeryturę i dzięki przekwalifikowaniu znajdą inną pracę po 20 latach pracy w kopalni, zachowując swoje zdrowie.”
Fala zwolnień i ataków socjalnych, która ma miejsce w Europie Zachodniej, dotarła także do Polski. Oto kilka przykładów: państwowe przedsiębiorstwo lotów lotniczych: LOT, ogłosił 13 grudnia, że by uniknąć bankructwa musi zredukować swoje koszty o 30 %. LOT planuje bardzo głęboką restrukturyzacje i jego rada nadzorcza musi przyjąć środki pozwalające „ewoluować” stosunkom pracy i zwolnieniom pracowników. W przemyśle samochodowym, w Tychach, 1450 pracowników z 4000 będzie usuniętych. Fiat przywrócił produkcję Pandy w fabryce Pomiglio, znajdującej się blisko Neapolu we Włoszech. Tygodnik Powszechny przypomniał, że fabryka w swoim „złotym wieku” zatrudniała 6000 i produkowała 2300 samochodów dziennie. 30 do 40 tysięcy osób pracuje jako poddostawcy przemysłu samochodowego i im również grozi bezrobocie. W maju 2012 miały miejsce zwolnienia także w TOYOTA Polska.
Bezrobocie rośnie szybko. Gazety pełne są reportaży o długotrwałych bezrobotnych, którzy stracili prawo do zasiłku i nadzieje na odzyskanie pracy i utrzymują się z małych fuch na czarno. Inną oznaką bardzo ciężkich warunków życia jest to, że Polska jest krajem zajmującym pierwsze miejsce w Europie pod względem liczby pracowników pracujących równocześnie na dwóch etatach. Z badań przeprowadzonych przez Biuro Sprawiedliwości Społecznej (jeszcze raz Bureau polonais pour la justice sociale)  wynika, że 20 % dzieci wychowujących się na wsi wykonuje pełnoetatową pracę.
Wpływ obecnego kryzysu pogorszył warunki życia i tak już bardzo zdegradowane. Wystarczy wspomnieć sytuacje służby zdrowia, zarówno w oficjalnych raportach jak i tych przygotowanych przez OECD, które usprawiedliwiają konieczność prywatyzacji opieki medycznej, pokazując mizerne rezultaty kraju w tej dziedzinie. W szarej rzeczywistości zwykłego pacjenta, warunki te nie są mizerne, ale bardzo ciężkie. Oczekiwanie na lekarzy trwa bardzo długo i kolejki są najdłuższe w Europie. Nawet na lekarza pierwszego kontaktu trzeba czekać kilka tygodni. Na operacje zaćmy nawet w regionalnej stolicy jak Wrocław trzeba czekać cztery lata! Oczywiście jeśli pacjent posiada gruby portfel, to zwłoka może się znacznie skrócić. Rozwój klinik prywatnych po 1989 r. powiększyło tą nierówność. Zgodnie z raportem OECD z marca 2012: „Długość kolejek kreuje płatności skryte i generuje mechanizmy korupcyjne, nawet wbrew rządowej kampanii antykorupcyjnej w 2005 r. System opieki prywatnej równolegle wykorzystuje zasoby publiczne, przez co ten system jest nieprzejrzysty i bardzo trudno rozgraniczyć co jest pracą publiczną a co prywatną”. Ale największy problem dla większości ludzi to obowiązek bezpośredniego płacenia za opiekę i leki. Niski poziom życia pracowników, a także przede wszystkim emerytów i bezrobotnych, zmusza ich do odkładania lub zrzeczenia się opieki zdrowotnej. W tym samym czasie w reklamach telewizyjnych, mamy do czynienia z czarnym humorem obecnym w reklamach środków farmaceutycznych, które można kupić bez recepty i bez konieczności konsultowania z lekarzem.
Podobne rozwarstwienie socjalne znajdujemy na rynku mieszkań. W licznych małych miasteczkach, w miastach i dzielnicach robotniczych, w regionach biednych i na wsi, mieszkania są bardzo często w złym stanie. 20 % mieszkań w Polsce jest zagrzybionych, i istnieje ciągle wiele mieszkań bez ogrzewania, lub mieszkań, których lokatorzy nie mają wystarczających środków na  ogrzewanie. Z drugiej strony drabiny socjalnej, w centrum Warszawy są budowane prywatne luksusowe rezydencje, zamknięte i strzeżone.
Cała ta ewolucja dramatyczna dla klasy robotniczej, zarówno w planie ekonomicznym jak i politycznym i socjalnym naświetla nam klęskę polskiego społeczeństwa w swojej walce z bezlitosnym kapitalizmem, który robi wszystko by zawładnąć gospodarką Europy Centralnej i zlikwidować wszystkie bariery dla penetracji dla zachodniego kapitału. Walka ta jest jeszcze bardziej okrutna w kontekście obecnego kryzysu, która pogarsza warunki życia wszystkich pracowników.
Nie ma wyjścia z tej sytuacji w warunkach obecnego społeczeństwa. Pokrzykiwania nacjonalistyczne, jak te byłego prezydenta Kaczyńskiego czy innych szowinistycznych i ultra nacjonalistycznych polityków są tylko nieszczęsnym błazeństwem. I ona nie może spychać robotników w objęcia swoich najgorszych wrogów. Niemożliwe są też nostalgiczne marzenia powrotu do społeczeństwa bardziej egalitarnego przed 1989. Mity i bajki mające na celu wybielić dawne demokracje ludowe i pokazać je jako kraje egalitarne, zatajają, że była to dyktatura wymierzona przeciwko klasie robotniczej.
Polscy robotnicy nie mają innego wyjścia jak walczyć z destrukcyjnym kapitalizmem, walczyć o społeczeństwo naprawdę komunistyczne, tzn. społeczeństwo w którym to klasa robotnicza będzie sama sobą rządzić, tylko w ten sposób można wyjść ze społeczeństwa opartego na wyzysku, nędzy i barbarzyństwie. I dlatego w Polsce jak i innych krajach jest konieczne, jak nigdy wcześniej, powstać razem z tymi, którzy chcą naprawdę  zbudować lepszą przyszłość, usunąć cały wyzysk i wszystkie prześladowania, tak mężczyzn jak i kobiet, którzy widzą swój cel w zbudowaniu rewolucyjnej partii komunistycznej. Partii opartej na programie obrony interesów socjalnych i politycznych klasy robotniczej, partii która pozwoli przełamać niemoc i dzięki swojej wojowniczości i energii, odwróci ostatnie tuziny lat w Polsce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz