Czas reaktywować MOPR
(Międzynarodowa Organizacja Pomocy Rewolucjonistom – Czerwona Pomoc)
Polemiki z GSR ciąg dalszy
Walki
klasowe, które toczą się obecnie we Francji obserwuje także z
perspektywy mojego zakładu pracy i niestety nie nastraja mnie to
optymizmem. Gdy czytam relacje na temat Francji na polskich
portalach, że „francuscy robotnicy” walczą, to ze smutkiem
jedynie muszę stwierdzić, że autor albo jest naiwny, albo w ogóle
nie wie co się we Francji dzieje. Bo te strajki, które obecnie
obserwujemy, to nie organizują mityczni robotnicy, ale konkretna
centrala związkowa, której imię brzmi CGT. Przeciwko pierwszej
wersji ustawy protestowały wszystkie największe centrale związkowe,
nawet sprzedawczyki z CFDT zrzeszające głównie kadry menadżerskie.
Ale po liftingu na placu boju została już tylko CGT i FO, której
szef obecnie negocjuje z rządem.
Kilka
miesięcy temu miały miejsce wybory delegatów związkowych w moim
zakładzie pracy (nie będę tutaj podawał szczegółów, mogę
jedynie stwierdzić, że pracuje tam ponad 200 osób) i przez 2
tygodnie prowadzono kampanię wyborczą, więc mogłem ustalić kto
jest kim. FO, CFDT i CFTC zblokowały się przeciwko CGT i związek
ten w tej chwili jest u mnie bardzo słaby. Ostatnio spytałem
delegata CGT czemu my w ogóle pracujemy? Cała Francja walczy a my
co? I on mi odpowiedział, że wczoraj wziął delegacje i pojechał
na demonstracje, ale w naszym zakładzie CGT jest zbyt słaba i
strajku nie będzie. Lider CFDT występuje obecnie w mediach i
namawia do powrotu do domu. Robotnicy zrzeszeni w żółtych
związkach takich jak CFDT i CFTC nie strajkują. Nie strajkują też
robotnicy nie zrzeszeni. Nie strajkują w końcu robotnicy
zatrudnieni przez agencje pracy tymczasowej. W całej Francji te
wymienione grupy (żółte związki i niezrzeszeni) stanowią
zdecydowaną większość klasy robotniczej. A mimo wszystko Francja
strajkuje.
Czemu
tak się dzieje? Bo za strajkami stoi silna organizacja przygotowana
logistycznie i kadrowo do tak dużej operacji i dopiero po pewnym
czasie nie śmiało do CGT zaczęli przystępować następni. Ale
ktoś musiał zacząć. Walka we Francji trwa już prawie trzy
miesiące i dopiero w ostatnich dniach, gdy nastąpił prawie
całkowity paraliż wynikający z braku benzyny, kiedy i tak
produkcja wielu zakładów uległa zwolnieniu a część robotników
została wysłana na przymusowe urlopy, to „przyłączyli” się w
ten sposób do walki.
Samorządność
robotnicza, czyli absolutyzowanie robotniczej demokracji, to element,
który rozjebał by francuski strajk pierwszego dnia. Zróbmy
głosowanie i zwyciężą przeciwnicy strajku. Koniec i basta. A CGT
i swego czasu PPR nie oglądają się na większość robotników.
Jeśli większość robotników jest zbyt głupich na to by
przyłączyć się do walki, to trzeba ich do tej walki po prostu
zmusić. Szczególnie wkurwiający są emigranci, z którymi pracuje
(bo do ciężkiej pracy zatrudnia się głównie emigrantów). Oni
kurwa nie rozumieją tego, że opuścili swoją ojczyznę, zostawili
tam rodziny i przyjaciół po to, by we Francji godnie żyć i dobrze
zarabiać i jeśli nowe prawo wejdzie w życie to prędzej czy
później będą mogli wracać do siebie, bo cały francuski socjal
pójdzie się jebać. Oni tylko ciągle narzekają na strajki: „przez
pierdolone CGT nie mogłem kupić benzyny, nie mogłem dojechać bo
pociągi nie jeżdzą...” aż mam ochotę pierdolnąć wtedy w ryj
i mu wykrzyczeć – spierdalaj do siebie, gdzie nie ma żadnych
związków, żadnych strajków i będziesz zapierdalał 60 godzin
tygodniowo za 100 euro miesięcznie.
Walka
klasowa podczas strajku, to nie tylko walka z burżuazją i policją.
To także walka między samymi robotnikami. Wczoraj kierowca
ciężarówki rozjechał blokadę i trzech związkowców z CGT
trafiło do szpitala. I co mamy myśleć o tym kierowcy? Być może
to był nasz polaczek, bo nasza nacja jest nad reprezentowana w tym
zawodzie. Ostre walki toczą się także między siłami radykalnymi.
Jakiś tydzień temu doszło do walki między służbą porządkową
CGT a czarnym blokiem. Przez ostatnie kilka miesięcy scenariusz
demonstracji był bardzo podobny. Względnie spokojny przemarsz i na
końcu grupka 200-300 działaczy antify/czarnego bloku czy chuj wie
jak oni się nazywają organizowała zadymę z policją. Zadziornie
podbiegali do policji, rzucali czym się da, a następnie spierdalali
chowając się w tłumie – 30-40 tysięcy ludzi. Reakcja policji
dotyczyła wtedy całej demonstracji i zwiąkowcy (także emeryci,
kobiety) byli narażeni na kontakt z gazem łzawiącym, armatkami
wodnymi itd.
CGT
nie jest przeciwna przemocy, o czym świadczy wczorajszy proces
związkowców Air France, którzy podarli szefostwu koszule. Całe
CGT się z nimi solidaryzuje. Ale taktyka czarnego bloku chowania się
w tłumie przelała w końcu czarę goryczy i CGT zorganizowało
służbę porządkową. Kilkuset robotników uzbrojonych w kaski,
tarczę i pały maszerowało na przedzie i gdy po raz kolejny
pojawiła się antifa to została pogoniona.
Na
stronach anarchistycznych i lewackich pojawiły się nagonki na CGT,
że ta się „sprzedała”, że współpracuje z policją itd. A
oni po prostu chronili swoją demonstracje. Antifa chce, to niech
robi własne strajki. Nikt im tego nie broni. Ale gdy ograniczają
się jedynie jak pasożyty do podłączania się pod wielkie
mobilizacje związkowe, co zawsze jest później przedstawiane w
mediach, to w końcu trzeba było ten element odizolować od
demonstracji. Dzieje się.
Internet
jest pełen dyskusji, oświadczeń, reportaży. Nie starcza czasu na
ogarnięcie tego wszystkiego. Jutro niedziela. Cisza przed burzą.
Następny tydzień będzie decydujący. I jeśli w tym tygodniu rząd
padnie i projekt zostanie odrzucony to będzie to zasługa tylko i
wyłącznie zorganizowanych central związkowych i ewentualnie
wspierających je organizacji robotniczych – a nie robotniczej
szarej masy. Jestem robotnikiem, który przez 6 miesięcy był
zatrudniony przez agencje pracy tymczasowej i mogę dać świadectwo,
że taki robotnik nigdy do żadnego strajku nie przystąpi.
Pracownicy tymczasowi to z definicji łamistrajki i jeśli tego
zjawiska się nie zatrzyma (ciągle jest tego coraz więcej i więcej)
to cały kodeks pracy będzie wkrótce rozjebany. Nie da się
zorganizować jakiejkolwiek walki, gdy 10 ludzi pracujących razem ma
10 różnych pracodawców. Nic więc dziwnego, że na trasie marszów
związkowych atakowano nie tylko siedziby banków i Partii
Socjalistycznej, ale też siedziby biur pośrednictwa pracy.
W
moim podparyskim shalalizowanym miasteczku na każdym kroku widać,
że zbliża się Ramadan, dlatego teraz przez chwilę pobawię się w
proroka. Jeśli moja przepowiednia się sprawdzi to oczekuje, że
świadkowie mojego proroctwa nawrócą się i każdego dnia pięć
razy dziennie będą recytować formułkę: „nie ma innego Boga nad
Lenina, a Michał jest jego prorokiem”. Do 14 czerwca najpóźniej
CGT odniesie zwycięstwo a Valls przestanie być premierem.
Najbliższy tydzień to gigantyczna mobilizacja i właściwie
wszystko będzie strajkować, a na 14 czerwca (czyli już w czasie
Euro) zapowiedziane są kolejne wielkie manifestacje. Do tych
manifestacji jednak nie dojdzie bo związkowcy zwyciężą. Dlaczego
tak uważam?
1.
Rząd popełnił trzy podstawowe błędy.
a.
projekt został przygotowany zbyt późno. Gdyby ten projekt
próbowano przeforsować bezpośrednio po zamachach listopadowych to
wszedł by on w życie. Był to moment kiedy rząd cieszył się
dużym poparciem społecznym i okres do euro był wystarczająco
długi. Obecnie we Francji już widać zbliżające się mistrzostwa.
Już jest coraz więcej reklam i maskotek piłkarskich. Wkrótce
zaczną przyjeżdżać kibice. Czas najwyższy ugasić pożar
społeczny.
b.
projekt przepchnięto dekretem z pominięciem parlamentu. To musiało
ludzi wkurwić. W ten sposób obóz proburżuazyjny stał się
niejednolity i część liberałów i burżuazyjnych demokratów
zaczęła krytykować rząd za stosowanie metod autorytarnych.
c.
Projekt był zbyt radykalny. Niemożliwe jest przełknięcie naraz
całego chleba. Trzeba go kroić na kromki a i te trzeba dzielić na
kęski. Wyjątkiem od reguły jest Włodek, który chwali się
umiejętnością wpierdolenia na jednym posiedzeniu 50 pączków. Ale
takie cuda tylko w GSR. Gdyby wycofano się zawczasu z niektórych
zapisów, to i opór społeczny byłby mniejszy. A kolejny projekt
wszedł by w życie za pół roku.
2.
Opór jest dobrze zorganizowany.
CGT
rozegrała bitwę niczym genialny strateg. Przez pierwsze dwa
miesiące toczyła się walka podjazdowa ograniczająca się jedynie
do manifestacji. Pałeczkę wtedy przejęła młodzież. I cały czas
tlił się bunt społeczny, ale związki przyjęły postawę
wyczekującą. I dopiero w ostatnim momencie, gdy rząd już był
zmęczony wielotygodniowymi przepychankami, gdy powoli zaczęto
myśleć, że koniec już jest blisko, to rozpoczęły się strajki.
Na pole bitwy weszła ciężka kawaleria, która tratuje bez trudu
rząd i jego pomagierów. Valls powoli traci sojuszników. Trwa walka
z czasem. Trzeba wygasić strajki przed Euro, a CGT sprawia wrażenie
jakby do tego euro przygotowywała się od roku.
Jeśli
scenariusz, który tu zakreśliłem się sprawdzi, to będzie to
jedynie kolejny dowód na absurdalność tezy, że mityczni robotnicy
sami z siebie się wyzwolą. Wyzwolić się mogą tylko jako
zorganizowana siła. Zorganizowana siła, która potrafi przyjąć
strategię walki. Do strajków trzeba być przygotowanym materialnie
i logistycznie i tu nie ma mowy na żaden spontan. W spontan to mógł
wierzyć co najwyżej Marks, który nigdy robotnikiem nie był i
który nigdy żadnej zwycięskiej walki klasowej nie przeprowadził.
Tyle
jeśli chodzi o korespondencje z Francji z pozycji padliny
politycznej. Najzabawniejsze jest to, że mnie robotnika - emigranta
z ponad trzyletnim stażem, o wyzwoleniu mojej klasy chcą mnie uczyć
towarzysze do tej klasy nienależący. Precyzuje, o ile mi wiadomo,
tylko ja tu prezentuje tradycyjnie rozumianą wielkoprzemysłową
klasę robotniczą, więc na kolana chamy!
Na
koniec kilka słów na temat Zmiany. Comendante UNO raczył
poinformować zebranych, że nie lubi takich dyskusji. I słusznie.
Też nie lubię. A jednak będę dyskutował. Dopóki Piskorski
będzie w pierdlu, dopóty będę napierdalał tekst za tekstem jak
kałasznikow w Bataclanie, byle by tylko mieć okazję podlizać się
mojemu nowemu bożkowi i wkleić jego zdjęcie. Chcecie tego czy nie,
zatrzymanie opozycyjnego działacza politycznego przez ABW to fakt
medialny i dopóki jest popyt, będzie i podaż. Działaczy Zmiany
poza Piskorskim mających coś w głowie i tak nigdy nie było wielu,
a ci co zostali mają zarekwirowane komputery. Pisząc teksty
solidaryzujące się z Piskorskim wypełniam lukę (więcej ich
bronie od nich samych), a równocześnie cynicznie podłączam się
pod zmianowe medialne pięć minut.
Jest
to dobry moment by reaktywować MOPR, Czerwoną Pomoc, czy jak tam to
nazwiemy. A kto jest lepszym kandydatem do tego dzieła niż pierwszy
komunista III RP represjonowany za komunizm – dodajmy do tego z
prawomocnym wyrokiem. Jeśli jest jakiś chętny – to ja mu bardzo
chętnie tą działkę odstąpię byle by tylko powstała szybko
ponad partyjna organizacja broniąca komunistów z KPP, przeciwników
NATO ze Zmiany, związkowców itd. Lepiej chyba tego typu akcje
organizować pod ponadpartyjnym szyldem niż lansować Zmianę.
Najlepiej by przewodniczącym nowego MOPR był jakiś adwokat, a
przede wszystkim ktoś będący obecnie fizycznie w Polsce.
Sytuacja
jest nadzwyczajna i dlatego zwracam się do wszystkim komunistów, a
także uczciwych lewicowców o zorganizowanie nadzwyczajnego zebrania
dotyczącego porozumienia w sprawie represji politycznych wobec
skrajnej lewicy. Zwracam się z takim apelem, ale w sumie jest to w
waszym interesie. Mi Błaszczak i Ziobro póki co mogą naskoczyć. A
wam? Kto wie do kogo znowu zapuka ABW przed zbliżającym się
szczytem NATO.
Jeśli
chodzi o krytykę Zmiany, a raczej mój obecny brak krytycyzmu to
wychodzę z założenia, że trzeba mieć wyczucie czasu i umieć się
zachować. Na pogrzebie nie należy się śmiać, a na weselu nie
należy się smucić. Takie są ogólnie przyjęte normy współżycia
międzyludzkiego. Nie chce rozstrzygać czy Piotr jest, czy nie jest
leninowcem. Ale na pewno mogę powiedzieć, że Piotr nie ma wyczucia
taktu. Zmiana istnieje półtora roku i miał w tym czasie
wystarczająco dużo okazji by jej dojebać. Z tej okazji Piotr nie
skorzystał i zaatakował Zmianę już dwa razy dopiero wtedy gdy
jej lider trafił do więzienia. A teraz jeszcze Włodek i Ewa mają
pretensję, dlaczego i ja nie kopię leżącego. Gdy Piskorski
wyjdzie z więzienia, a zmianowcy odzyskają laptopy to i skończy
się dla nich taryfa ulgowa. Chcecie to na nich plujcie. Ja pluć nie
będę i cieszy mnie to, że nawet wśród komentujących Dyktaturę
Proletariatu jesteście w mniejszości.
Na
koniec uprasza się o czytanie ze zrozumieniem. W określeniu do PPS
użyłem terminu przedrozbiorowy (tzn przed 1914) a nie przedwojenny
(1918-1939). Jest to zasadnicza różnica nie tylko dotycząca
polskiego PPS, ale całej międzynarodówki socjalistycznej. PPS
przedrozbiorowy był jaki był, ale była to partia walcząca o
niepodległość w kraju okupowanym. Do tej partii należał Jerzy
Czeszejko Sochacki i walkę tej partii popierał Lenin. Przedwojenny
PPS rozpoczął swoją działalność od wzywania do walki z
Bolszewikami w 1920 roku. Była to już partia w kraju, który
odzyskał niepodległość i o ile mi wiadomo po 1918 roku, Lenin nie
napisał o PPS ani jednego ciepłego słowa. Włodku chcesz
wrestlignu, to jestem gotowy, ale nie fauluj, bo ja też będę i
nawet medycyna chińska nie pomoże.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz